22 cze 2016

Plansza okiem Muffina - #18 Recenzja gry O mój Zboże!

O mój boże! O mój… zboże? J

Przedstawiam Wam moi mili jedną z nowszych produkcji wydawnictwa Lacerta „O mój zboże” – grę, która świetnie wpisuje się w kanion mini euro gier, którą możemy schować do kieszonki i wziąć ze sobą właściwie wszędzie. Zdecydowanym atrybutem tej gry jest właśnie jej wielkość – malutkie pudełko pozwala nam na transport w torebce – dzięki czemu my, kobiety nie mamy powodu do narzekania, że ciężko, że nieporęcznie i że w ogóle źle – a, że wszyscy wiedzą , iż damska torebka jest baaardzo pojemna; lubi być więc wykorzystywana choć troszku do przenoszenia różnego rodzaju produktów.

Oczywiście o damskich torebkach więcej wspominać nie będę, aczkolwiek chciałabym się skupić na właśnie zbożowej karciance. Muszę pochwalić za przetłumaczenie tytułu – jestem anglistką, więc nie mogłabym nie docenić tłumacza, który „O my goods” (przyp. God – Bóg) sprytnie zamienił w „O mój zboże”. W tym niepozornym opakowaniu znajdujemy bardzo dobrze zredagowaną instrukcję oraz 110 wielofunkcyjnych kart – będą one naszymi budynkami, dobrami oraz monetami.

W tym miejscu nie mogłabym nie wspomnieć o wspaniałych ilustracjach, które są ozdobą tej gry – kiedy widzi się grafiki podobne do Kawerny czy Agricoli od razu chce się sięgnąć po ów tytuł! To była pierwsza rzecz, która w sposób oczywisty mnie przyciągnęła i zachęciła do zakupu.

Co do samej mechaniki – nie należy ona do najtrudniejszych, ale banalna również nie jest. Płynnie, razem z instrukcją możemy przejść przez pierwsze przygotowanie do rozgrywki – każdy z graczy otrzymuje kartę swojego robotnika oraz wypalarnię węgla. Na wypalarnii kładziemy siedem sztuk kart (będą one naszymi monetami oraz dobrami), na rękę dostajemy po pięć kart, a sama tura składa się z czterech faz – doborze kart, świtu, zmierzchu i produkcji.

Pierwsza faza polega na wymianie dowolnej ilości kart z ręki oraz doborze dwóch kolejnych. Druga zaś pozwala nam otworzyć targ, gdzie układamy karty z talii głównej obok siebie tak aby tylko dobra były widoczne. Karty są oznaczone połówką słońca lub nie – jeśli zaś chodzi o samo targowisko kontynuujemy dodawanie kolejnych dóbr dopóki nie będziemy mieli odpowiednio dwóch kart z połówkami słońca. W tej fazie musimy również wysłać naszego pracownika do któregoś budynku oraz zdecydować czy chcemy coś zbudować – koszt budynku jest ukazany w górnym lewym rogu każdej karty. Jest niesamowita różnorodność cen, budynków i surowców które będziemy musieli poświęcić aby wyprodukować coś droższego – każda karta powinna być użyta z rozwagą, ta aby przyniosła nam jak największe benefity. Nasz pracownik może działać sumiennie lub leniwie. Kiedy pracuje sumiennie otrzymuje on dwa dobra na dany budynek, jeśli leniwie będzie potrzebował jednego dobra mniej (np. jeśli dany budynek potrzebuje 2x glina i 1x drewno, dany pracownik wyprodukuje dane dobro za np. 1x glina i 1xdrewno) niż zwykle, choć zarobi jedynie jedną kartę.

W fazie trzeciej po raz drugi otwiera się targ – postępujemy analogicznie jak wcześniej – wykładamy karty do ukazania się dwóch części słońca.

W fazie czwartej produkujemy dobra (z surowców dostępnych na targu oraz z ręki). Aby uruchomić łańcuch produkcji (dolny prawy róg karty) odrzucamy z ręki dowolną ilość kart przedstawiających odpowiednie ikony i kładziemy je na odpowiednim budynku. W tym momencie budujemy budynki, które wcześniej deklarowaliśmy – opłacamy je, a budynek staje się dla nas kolejnymi punktami oraz lokacjami, które przynoszą nam kolejne zyski.

W turze zamiast budować możemy zatrudnić asystenta. Jest to ludek, który będzie nam pomagał produkować dobra. Przypisujemy go do jednego budynku i aby go przenieść musimy uiścić opłatę w wysokości dwóch monet. Pracuje on zawsze sumiennie, jednak zarabia na nas tylko jedną kartę.
Gra kończy się gdy któryś z graczy wybuduje ósmy budynek – następuje wtedy ostatnia rudna i ostateczne podliczenie punktów.

Losowość tutaj nie przejmuje sterów, skaluje się całkiem nieźle, a samo wykonanie nie budzi żadnych zastrzeżeń. Gra jest warta każdej złotówki, a nawet powiedziałabym że więcej.

PLUSY:
- cena
- wykonanie
- łatwa mechanika
- mini euro-gra

MINUSY:
Nie stwierdziłam J

Nie widząc ani większych ani mniejszych zastrzeżeń z czystym sumieniem daję tej grze 4/5. Chętnie do niej wracam, a sam mało pudełkowy format zachęca do tego aby mieć ją przy sobie – ah no tak. Ja zawsze mam  przy sobie jakąś grę. Myślę, że „O mój zboże!” będzie częstym gościem mojego plecaka – w 100% na to zasługuje.

Wolicie posłuchać o grze? Zapraszamy!


Autor: Karolina Krukierek
Share:

Ścisła współpraca

My na Facebooku

Labels

Blog Archive