29 lip 2016

Jak zniszczyć przyjaźń w jeden wieczór - recenzja gry Munchkin

Jakby ktoś się mnie zapytał o grę z masą negatywnej interakcji to odpowiedź byłaby jedna – Munchkin. Wyszła cała gier z tej serii, która zabiera nas zarówno w kosmos, jak i w czasy Conana czy w popularny ostatnio temat – Cthulhu. W nasze ręce wpadła edycja Pathfinder, która jest mieszanką goblińskiego munchkina z tytułowym Pathfinderem – znanym na całym świecie systemem RPG.

Munchkin: Pathfinder to gra karciana dla osób lubiących rywalizacje. Standardowe zasady się nie zmieniły – gramy, aż do zdobycia przez któregoś z graczy 10 poziomu, otwieramy drzwi, zbieramy skarby. Wersja ta została wzbogacona o różne potwory, ale przede wszystkim o starożytne relikty, grobowce i tym podobne. Dodatkowo spotkamy nowe, tematyczne klasy i frakcje.
 
Zasady gry są znane raczej większości z graczy, ale dla tych którzy nie obcowali jeszcze z grą przedstawię je w skrócie. Każdy z graczy będzie dążył do zdobycia 10 poziomu, który daje nam zwycięstwo. Levele możemy zdobywać dzięki kartom (wszystkie oprócz 10) oraz przede wszystkim dzięki zabijaniu potworów. Na początku swej tury każdy z graczy odkrywa kartę z talii drzwi. Jeśli mu się poszczęści to będzie to karta frakcji/klasy, jeśli nie to można tam znaleźć potwora czy klątwy. Następnie podejmujemy decyzje co dalej – w przypadku potworów musimy walczyć, w przypadku klątw stosujemy się do opisanych efektów. Jeśli udało nam się i nie spotkaliśmy potwora to możemy zagrać takowego z ręki, którego będziemy chcieli pokonać. Jeśli i na to się nie zdecydujemy to możemy dociągnąć zakrytą kartę drzwi.

Gdzie tu największa zabawa? Otóż właśnie w walce. Walka polega na porównaniu siły swojej i potwora. Siła określana jest przez sumę poziomu wraz z wszystkimi bonusami (klątwy, odporności, bronie, pancerze etc.). Brzmi banalnie? Cóż, wspomniałem Wam wcześniej o negatywnej interakcji prawda? Otóż nasi kompani przy stole nie dadzą nam tak łatwo wygrać. Mogą oni zagrywać na nas klątwy, mogą też dokładać potwory czy wzmacniać siłę tych, które już leżą na stronie. Wszyscy mogą wchodzić w zmowę, ogólnie panuje zasada, że im głośniej przy stole tym lepiej. Oczywiście możemy też szukać u nich wsparcia, ale musimy mieć im co zaoferować – karty, skarby czy obietnice.

Na początku przechodziłem obok samego Munchkina dość obojętnie. Ot, taka karcianka, trochę negatywnej interakcji, ale ogólnie ile można w to grać. Takie właśnie miałem podejście. Potem trafił do mnie pewien tytuł, który swoją mechaniką bazował bardzo na Munhkinie, więc postanowiłem sprawdzić pierwowzór. I gra mnie porwała. Gdy jedna z osobniczek przy stole powiedziała, że jest to gra wieczoru to od razu się ucieszyłem, gdyż zdecydowanie podzielałem jej zdanie.

Dla kogo ta gra? Dla każdego kto lubi negatywną interakcje. Owszem, można wchodzić przecież w tę pozytywną, pomagać innym i w ogóle, ale po co, skoro musimy zdobyć 10 poziom, a za pomoc dostaniemy tylko to co nam zaoferują inni? Lepiej trochę ich pomęczyć i nie dać im wygrać, ot taka znieczulica się włącza.

Jeśli chodzi o wykonanie to rzekłbym, że jest ono standardowe. Otóż zwykłe karty, nie za cienkie nie za grube, zwykła kostka i instrukcja. Grafiki na kartach są fajne, zabawne i klimatyczne. Przede wszystkim góruje tutaj dobry humor. Karty wywołują uśmiech na twarzy nie tylko opisami, ale i samymi nazwami. Instrukcja również utrzymana jest w humorystycznym tonie co sprawia, że mimo jej obszerności to czyta się ją przyjemnie.

Zdecydowanie polecam Munchkina każdemu, kto chce trochę napsuć krwi innym. Bardzo fajną sprawą jest to, że wyszedł on w wielu różnorakich wariantach i tematach, ale wszystkie można połączyć w jednego wielkiego Munchkina. Każdy z pewnością znajdzie w tej grze temat, który go zainteresuje, więc nie zwlekajcie (tak jak ja) i sprawdźcie ten tytuł!

I.
Klimat
5/6
II.
Złożoność
5/6
III.
Oprawa graficzna
5/6
IV.
Wykonanie elementów
4,5/6
V.
Grywalność na 2 graczy
-/6
VI.
Grywalność na więcej osób
5,5/6

Ocena Końcowa: 5/6

Nazwa: Munchkin Pathfinder
Wydawca: Black Monk Games

 Rok wydania: 2015

 Edycja: Pierwsza

 Sugerowana cena: 85 zł

 Ocena: 5/6 
 Za przekazanie gry do recenzji dziękuję wydawnictwu Black Monk Games

Share:

23 lip 2016

Układaj kolumny i zdobywaj punkty - recenzja gry Siedem

Lubicie gry w karty? Szczególnie te bardziej klasyczne? Jeśli tak to z pewności przypadnie Wam do gustu nowość od foxgames – gra Siedem. Choć nie jest to bardzo rozbudowana gra to z pewnością przyciągnie miłośników kart.

Siedem to ciekawa gra karciana, w której dominuje tytułowa siódemka. W grze występuje 7 rodzajów kart w 7 kolorach i o 7 różnych mocach. Dodatkowo grę skończymy dokładając siódmą kartę. Przy pierwszym spotkaniu z grą ludzie mówili, że to przecież rozbudowany pasjans. Czy to prawda?

W małym pudełku znajdziemy 49 kart oraz karty pomocy. Cała szata graficzna jest banalnie prosta, ale dzięki temu jest ładna. Nie ma zbędnych piktogramów, obrazków czy zbyt dużej ilości tekstu. Wszystko na kartach jest czytelne, a to jest bardzo ważne.

Czym zatem Siedem przewyższa pasjansa? Otóż jest kilka niuansów, które sprawiają, że gra staje się ciekawsza. Otóż przejdźmy do zasad. Każdy z graczy ma na ręce 3 karty (o dziwo nie siedem!), a w swojej turze będzie wykładał jedną do odpowiadającej jej kolumny, a na koniec dobierze sobie kartę tak, aby mieć 3 na ręce. Ale jakie to kolumny? Otóż układamy je zgodnie z cechą karty (np. Morza, Cuda Świata, Fortuny itd.). Wyjątkiem są tutaj etapy życia, które dokładamy albo do ich kolumny albo do dowolnej kolumny. Jaka różnica? W pierwszym przypadku usuwamy najwyższe karty (hmmm, siódemki?) z każdą dołożoną kartę etapów życia (jak będą tam 3 karty to eliminujemy 7,6 i 5) w fazie punktacji.
Jeśli zaś dokładamy do innej kolumny to przyczyniamy się do tego, że gra szybciej się skończy, gdyż szybciej dołożymy siódmą, ostatnią kartę.  Drugimi kartami specjalnymi są karty kolorów, które wyznaczają kolor atutowy – karty w kolorze atutowym można dokładać do dowolnej kolumny aktywując jej moce. Ahhh właśnie – moce. Każdy rodzaj kart ma moce, które są aktywowane od razu po dołożeniu jej do odpowiedniej kolumny. Jak punktujemy? Otóż karta leżąca przed nami warta jest dwa punkty (można je uzyskać dzięki jednej z siedmiu dostępnych mocy na kartach), dodatkowo gracze sumują wartości kart trzymanych na ręce trzymając się 2 ważnych zasad: zerowanie kart przez etapy życia oraz dawanie najwyższej (niewyzerowanej) wartości kartom w kolorze atutowym. Można brzmi to zawile, ale po pierwszej rozgrywce już wszystko jasne.

Czy zatem warto sięgnąć po ten tytuł? Naszym zdaniem tak. Po pierwsze prosta mechanika z prostotą wykonania idealnie do siebie pasują. Do tego jasno napisana, krótka instrukcja, która sprawia że w Siedem można grać praktycznie od razu po otwarciu pudełka. Dodatkowo uważamy, że jest to dobry filerek między dłuższymi tytułami.

Czy ma on wady? Otóż my nie zauważyliśmy jakiś większych. Sama rozgrywka wymaga pewnej ilości miejsca co może sprawiać, że Siedem nie będzie grą podróżną. Z drugiej strony Siedem to ciekawy tytuł, który z pewnością porwie wszystkich miłośników karcianek, a dodatkowo każdy poszukujący fajnej, szybkiej gry można się w tym tytule odnaleźć.

Jaki sami więc widzicie, grę możemy polecić każdemu kto poszukuje gry karcianej. Powinna się ona spodobać zarówno starszym jak i młodszym graczom. Cena również zachęca do sprawdzenia tego tytułu, więc zachęcamy wszystkich do zakupu.

I.
Klimat
4/6
II.
Złożoność
5/6
III.
Oprawa graficzna
4,5/6
IV.
Wykonanie elementów
5/6
V.
Grywalność na 2 graczy
4,5/6
VI.
Grywalność na więcej osób
5/6

Ocena Końcowa: 4,67


Nazwa: Siedem

Wydawca: Foxgames

 Rok wydania: 2016

 Edycja: Pierwsza

 Sugerowana cena: 25zł 

 Ocena: 4,67/6 
 Za przekazanie gry do recenzji dziękuję wydawnictwu Foxgames
www.foxgames.pl
Share:

20 lip 2016

A co Wam ptaszki zaćwierkają? - Recenzja prototypu gry Ptaszki Ćwierkają

Carl Chudyk to autor, którego nazwisko obiło się o uszy wielu graczom. Przede wszystkim ludzie kojarzą go jako współtwórcę gry Red7. W Polsce, dzięki platformie wspieram.to, pojawi się również Impulse. Tym razem mamy do czynienia z grą, którą na rynek zarówno krajowy jak i światowy wprowadzi polskie wydawnictwo – Czacha Games. 

Ptaszki Ćwierkają (ang. The Bird told  me to do it), bo taki tytuł nosi omawiana gra, to nowość od Carla Chudyka i Czacha Games, na którą zbierać będziemy fundusze na platformie wspieram.to. Gra będzie mieć jednocześnie premierę polską i zagraniczną.

Czym tym razem nas zaskoczy Carl? Otóż przede wszystkim bardzo ciekawą mechaniką gry. W prototypie, w który mieliśmy przyjemność zagrać, znajduje się wiele ciekawych możliwości ruchu i z gry składającej się z kilkudziesięciu kart tworzy się całkiem ciekawy tytuł.

Gra przede wszystkim polega na dokładaniu kart gałęzi, na których siedzą ptaki w różnych kolorach i w różnej ilości. Zasada jest taka, że na kolejnej gałęzi może znaleźć się tyle samo lub mniej ptaków. Dodatkowo w swojej turze mamy 4 możliwości ruchu: dołożenie karty i zabranie karty upierzenia (o tym później), dołożenie karty i pobranie karty na rękę, dołożenie dwóch kart gałęzi oraz spasowanie – pobranie dwóch kart gałęzi, ale już nie uczestniczymy w grze do końca rundy. Po dołożeniu karty gałęzi przechodzi się do fazy gałęzi – jednego z najciekawszych elementów gry. Otóż na kartach opisane są różne czynności, które są właśnie w tej fazie aktywowane. Idziemy najkrótszą drogą od karty startowej (naszego pnia) do karty, którą dołożyliśmy.

Zadania na kartach są naprawdę przeróżne. Będziemy zasłaniać karty, podbierać karty, ulepszać kolejne gałęzie, pobierać kolejne karty upierzenia, odkładać karty, dociągać i robić z kartami jeszcze mnóstwo innych czynności (zadań jest ponad 40). Wspomniałem Wam o kartach upierzenia. W dużej mierze to one decydują kto zgarnie najwięcej punktów za daną rundę. Otóż gdy dojdzie do sytuacji, ze wszyscy gracze spasują (bo np. nie będzie już gdzie dołożyć karty) przechodzimy do punktacji. Punktacja jest banalnie prosta. Sprawdzamy których ptaków jest najwięcej na stole (liczymy ilość ptaków, a nie kart). Następnie sprzątamy wszystkie pozostałe karty i odkładamy je na stos kart odrzuconych. Gracz posiadający kartę upierzenia w kolorze ptaków, które pozostały na stole zbiera karty zwycięskich ptaków i odkłada je na swój stos punktacji. Gra kończy się, gdy któryś z graczy zdobędzie 30 punktów lub gdy talia zostanie przetasowana dwa razy.

Nie opowiem Wam o jakości, bo w swoich rękach miałem prototyp, ale mogę Wam opowiedzieć o ilustracjach. Są one genialne, bardzo przyjemne dla oka, a dodatkowo są stworzone przez naszego rodaka. Za to wielki plus. Jak się gra w Ptaszki Ćwierkają? Dużo zależy od tego jakie karty przyjdą na rękę. Zdarzało nam się mieć rundy, w których zdobywaliśmy po 6-7 punktów i taką rundę graliśmy 5 minut, a bywało tak, że runda kończyła się z ponad 20 punktami na koniec.

Gra jest przede wszystkim różnorodna. Nie nudzi się szybko i nie jest ona tylko dla miłośników ornitologii. Zapewne kilku osobom wyda się zawiła, szczególnie w fazie gałęzi, ale po pierwszych partiach już wszystko będzie jasne. Sugerowany wiek wydaje mi się być troszkę zawyżony, bo niektóre dzieci poradzą sobie z nią już od 10 roku życia, a nie od 12 jak jest zaznaczone na pudełku.

Nas w grze urzekła przede wszystkim różnorodność. Nie tylko karty, zadania, ale przede wszystkim kombosy, które tworzą się z dokładania kolejnych kart gałęzi. Z jednej strony gra się pod siebie i zbiera karty upierzenia, by potem dokładać w tym kolorze ptaki, a po chwili nasi przeciwnicy zabierają nam dany kolor i zaczynamy być w kłopotach. To wszystko powoduje, że z przyjętej taktyki „zamknąć jak najszybciej” przechodzimy na „nie dać innym zamknąć jak najszybciej”. Fajnie, że trzeba na bieżąco kontrolować to co się dzieje na stole.

Gdzie dostać Ptaszki Ćwierkają? Otóż start kampanii na wspieram.to planowany jest na 29 lipca. Tylko od Was zależy czy zostaną wydane, ale mogę Was zapewnić, że gra ukaże się (przynajmniej w EB) w bardzo atrakcyjnej cenie, więc warto uważnie śledzić kampanię. Serdecznie polecam Wam ten tytuł i zachęcam do wsparcia.

Prototyp do recenzji przekazało nam wydawnictwo Czacha Games, za co serdecznie dziękujemy!


Share:

17 lip 2016

Wysil swoje zmysły i ułóż zagadkę - Recenzja gry Łamigami

Zbliżają się wakacje, a co za tym idzie ludzie szukają gier, które mogą ze sobą zabrać na wyjazd. Często bywa tak, że podróżujemy autobusami, pociągami czy innym transportem różnym od samochodu. Jak wtedy zabić nudę?  Najlepiej grami, w których trzeba pomyśleć. Granna wypuściła serie Gry PodRóżne, a w nasze ręce trafiło jednoosobowe Łamigami.


Łamigami to bardzo ciekawe połączenie łamigłówek z japońskim origami. Logiczna mała gra podróżna, która zmusza nas do myślenia, dając możliwość poćwiczenia swoich umiejętności w tej słynnej japońskiej sztuce składania papieru.

W małym pudełku znajdziemy 100 łamigłówek w 4 różnych poziomach trudności. Poziomy rozróżnimy dzięki różnej kolorystyce naszych  kartek. O co w zasadzie chodzi w tej grze? Na kartce rozmieszczone są białe i czarne kwadraty (bądź ich połówki), a naszym zadaniem jest tak poskładać kartkę, aby z jednej strony ułożyć kwadrat 4x4 z białych kwadratów, a z drugiej z czarnych. Brzmi banalnie? Zdziwilibyście się!

Daliśmy tę grę ludziom w różnym wieku. Ci młodsi raczej szybciej odpuszczali, ale wraz ze wzrostem wieku rosła chęć dalszego układania. Wiele razy się słyszało, że to jest bez sensu, że się nie da, że na pewno jest coś źle zrobione, etc. Ale jaki był tego efekt? Ci ambitniejsi mimo marudzenia siedzieli kolejne kilka/kilkanaście minut i w końcu ułożyli!

Czy to oznacza, że Ci młodsi nie mają szans z tym tytułem? Wszystko zależy od indywidualności dziecka i od jego zainteresowania takimi łamigłówkami. Producenci zalecają wiek od 6 lat i jest to ta dolna granica, w której dzieci mogą się tym tytułem zainteresować. Wątpię jednak, aby dali radę z tymi cięższymi poziomami.

Ja od dziecka w domu miałem kilka książek z origami dla opornych, a mimo to nie udało mi się wciągnąć w składanie łabędzi, żabek i innych zwierzątek. Łamigami jest grą, która bardziej mnie zainteresowała, bo wymaga ona większego wysiłku psychicznego niż składanie czegoś według podanej instrukcji.

Jeżeli ktoś lubi gry logiczne, lubi poskładać sobie kartki w przeróżny sposób, a do tego szuka gry podróżnej to Łamigami jest dla niego grą idealną. Małe pudełko, kartki, które same nie zajmują dużo miejsca, a do tego zmuszenie do myślenia i zapomnienia o otaczającym świecie to aspekty, które mogą umilić każdemu nudną podróż. 

Nazwa: Łamigami

Wydawca: Granna

Wydanie: pierwsze
Rok: 2016

Sugerowana cena: 14zł
Za grę dziękuję wydawnictwu Granna

Share:

15 lip 2016

Zapoluj na Safari! - recenzja gry Bongo

Macie czasem tak, że zobaczycie gdzieś jak ktoś gra w jakiś tytuł i już wiecie, że musicie go mieć? Mimo, że nie znacie jeszcze zasad, ale widzicie jak inni grają i wiecie, że ta gra będzie jakby dopasowana do Was? My tak mieliśmy, gdy widzieliśmy jak Ignacy Trzewiczek gra w nowość od 2Pionków czyli w Bongo!

Bongo to ciekawa, kościana gra w której liczy się spostrzegawczość, refleks i dedukcja! Gra zachwyca tym, że w tak małym pudełku znajdziemy kilka różnych wariantów zaawansowania, dzięki czemu ta gra zdecydowanie się nie znudzi.

W małym, kolorowym pudełeczku znajdziemy 8 kości zwierząt (5 neutralnych, 1 zielona, 2 czerwone), 2 kości Bambusa, 30 znaczników Trofeum oraz instrukcje. Kości są duże, drewniane, ale jednocześnie solidne. Trofea przedstawiają te same zwierzęta co kości i są z kolorowej tekturki, na której nie trudno rozróżnić co jest co.

Zasady gry są bardzo proste. Na kościach zwierzaków znajdziemy ich 3 rodzaje: Gnu, Bongo i Nosorożec. Na kościach bambusów znajdziemy cyfry od 1 do 3. Rzucamy wszystkie kości na raz i sprawdzamy co nam wypadło. Jeżeli na dwóch kościach bambusów znajduje się ta sama cyfra to szukamy zwierzaków, których liczba odpowiada tej właśnie wyrzuconej. Gdyby jednak bambusy wskazywałyby różne cyfry to szukamy zwierzaków w tej liczbie, która nie wypadła (np. na bambusie wypada 2 i 3, więc szukamy, które zwierzę wypadło tylko raz). Jeżeli zdarzy się tak, że wypadną dwa rozwiązania (np. mamy według kości bambusa wskazać zwierzaka, który wypadł 2 razy, a wypadły 2 gnu i 2 nosorożce) to krzyczymy nazwę zwierzaka, które nie wypadło. Jeśli zaś zdarzy się tak, że nie ma rozwiązania (dla powyższego układu kości bambusa wypadłyby 1 gnu, 1 nosorożec i 3 bongo) to krzyczymy „Nic!”. Za każde odgadniecie zwierzę dostajemy trofeum z jego podobizną, a za „NIC” dostajemy dowolne trofeum. Kto zbierze po dwa trofea w każdym kolorze lub 6 tych samych ten wygrywa!

Trofea można też tracić. Jeśli ktoś źle krzyknie ten oddaje swoje trofeum. Jednak jeśli krzyknie NIC to oddaje wszystkie!. Tak prezentują się zasady podstawowe. Jak mogliście zauważyć, wcześniej wspominałem o kościach czerwonych i zielonych. Otóż kości czerwone to kłusownicy. Powodują one, że niektóre zwierzaki będą łapane w trakcie rozgrywki. Będzie to powodowało zmienianie się ilości zwierzaków w trakcie rozgrywki, a to potrafi namieszać. Myślicie, że to wystarczające utrudnienie? Otóż nie! Jeśli chcemy grać w jeszcze bardziej zaawansowana wersje tej gry to dorzucamy zieloną kość, która reprezentuje strażnika. Strażnik chroni dane zwierzę przed kłusownikiem, więc jeśli miałoby ono zostać złapane to nasz dzielny zielony strażnik je ochroni. Czy to wszystko? Otóż nadal nie! Można jeszcze zagrać w wariant stadny, czyli zamiast krzyczeć NIC krzyczmy coś innego (w przypadku 3 lub więcej tych samych – stado, dwóch tych samych – parka, jeśli będą tylko pojedyncze – safari, a w przypadku niejednoznacznych układów – Rączki Złączki!). Żeby było zabawniej to ten ostatni tryb nie był w oryginalnym, zagranicznym wydaniu gry, został jedynie dodany przez Portal Games!

Oj, trochę mi się rozpisało na temat tejże gry, ale mam nadzieję, że Was bardzo nie zanudziłem. Chciałem Wam tylko nakreślić jak tak małe pudełko, zawierające jedynie kilka kości, może zmieścić tak dobrą i regrywalną grę. Co nas w niej wciągnęło? Jej nieprzewidywalność. Można już być o jedno trofeum od zwycięstwa, po to aby po chwili stracić wszystkie.

Dodatkowo ćwiczymy dzięki niej swoją spostrzegawczość i refleks. Taktyki na tę grę są różne. Niektórzy najpierw analizują ile jest jakich zwierząt, a potem patrzą na bambusy. Drudzy zaś robią odwrotnie. Często jednak bywa tak, że umkną nam pewne kości i dopiero po chwili spostrzegamy, że popełniliśmy błąd. Czasami trzeba podjąć takie ryzyko, by nikt nas nie uprzedził.

Fajnie, że Portal Games nie zdecydował się zbytnio na zmianę nazw zwierzaków. Przy pierwszych kilku partiach mieliśmy problem z rozróżnieniem, które to gnu, a które Bongo i często krzyczało się „No te!”, po chwili przypominając sobie ich nazwy.

Bongo to dobra gra, w której możemy grać aż w 8 osób, więc sprawdzi się dobrze na spotkaniach ze znajomymi. Zdecydowanie polecam ten tytuł tym, którzy poszukają świetnej gry kościanej, w której przyjdzie mu szybko analizować co wypadło i krzyczeć właściwe nazwy. Zapewniam Was, że gra się szybko nie znudzi, nas wciągnęła na tyle, że teraz wszędzie jeździ z nami. Polecamy!


I.
Klimat
6/6
II.
Złożoność
5/6
III.
Oprawa graficzna
6/6
IV.
Wykonanie elementów
5,5/6
V.
Grywalność na 2 graczy
5/6
VI.
Grywalność na więcej osób
5,5/6

Ocena Końcowa: 5,5

Nazwa: Bongo

Wydawca: 2pionki

Wydanie: pierwsze

Rok: 2016

Sugerowana cena: 39,95 zł

Ocena: 5,5/6

Za przekazanie gry do recenzji dziękuję wydawnictwu 2Pionki:
http://www.2pionki.pl/
Share:

13 lip 2016

Plansza okiem Muffina - #20 Recenzja gry Tempo

Lubicie gry imprezowe? Ja bardzo – zwłaszcza gdy w towarzystwie mamy delikwenta, który nie do końca znajduje się w jakiś cięższych produkcjach i wcale mu się nie podoba organizowanie zapasów, zbieranie surowców, nabijanie levelu postaci.

Ostatnio, dzięki wydawnictwu Granna mogłam dla Was nagrać recenzję gry Tempo. Ów produkcja szczególnie przypadła mi do gustu, ponieważ wymyślanie nowych słów w danej kategorii było zabawą mojego dzieciństwa – nie zliczę ile godzin poświęciliśmy na „Państwa, miasta”. Tutaj kategorie nie są jednak tak prościutkie jak w tamtej grze… Niektóre potrafią zaskoczyć, inne szokować, kolejne rozbawić.

Po rozłożeniu planszy, która składa się z trzech dwustronnych puzzli, należy umieścić pionki na linii startu. Początek w tej grze jest również końcem, więc osoba, która przekroczy ową linię i znajduje się najdalej na torze ów słowny pojedynek wygrywa. A gdzie jest fun? Co czyni tę grę tak fajną? 30 sekund. Pewnie myślicie, no oszalała. O co jej chodzi. Moi drodzy – osoba wymyślająca kolejne słowa nie widzi klepsydry i na czuja musi powiedzieć stop! Jeśli nie zdąży cofa się do pola z którego zaczynała ów turę – jeśli jednak zmieściła się w czasie przesuwa swój drugi pionek na miejsce, w którym ostatecznie wypowiedziała magiczne słowo i kolejną rundę rozpocznie właśnie z tego miejsca. Jeśli chodzi o same słówka nad którymi musimy myśleć – dostajemy kategorię.
Uwierzcie mi, że gdy dostałam „wszystko o motoryzacji” myślałam, że się popłaczę. No jak, ja – biedna dziewucha, która rzadko jeździ autem i generalnie nie łapie się w niczym ma wymyślić bukiet słów na ów temat. Niesprawiedliwością było, gdy mój przeciwnik dostał kartę z napisem „Wszystko w sklepie zoologicznym”. No dlaczego nie ja? Pracuję w takim miejscu i myślę, że przeskoczyłabym o wiele liter, gdyby ta karta trafiła właśnie na mnie. Sprawiedliwości stało się za dość, ponieważ mój rywal nie był  w stanie nic na ten temat powiedzieć – nie powinnam się cieszyć z tego, wiem – ale wciąż… To takie zabawne, kiedy Ty wiesz, a ktoś nie. Na planszy linie nie są regularne, więc musimy bacznie obserwować, czy możemy przeskakiwać z boku na bok – a nuż literka będzie łatwiejsza!

Jak sami widzicie, mechanika jest banalnie prosta. Wspaniałe jest to, iż w pudełku znajduje się również talia dla dzieci – dużo łatwiejsze kategorie sprawiają, że najmłodsi będą mogli dołączyć do wielkiego słownego wyścigu! Regrywalność tytułu jest spora – gra na imprezę jak się patrzy. Stolik jest bardzo często okupowany przez ów literowy tor. Gra skaluję się ładnie, więc nie musicie się martwić, że w dwie osoby nie będzie to działać. Tytuł nadaje się dla każdego – dla dziecka, dla dorosłego- możemy bezpiecznie nabywać.

W muffinowej skali ocen Tempo zasługuje na mocne 3/5. Jedyne co mi pozostało to polecić ów tytuł i pożyczyć wesołych słownych wyścigów!


Jeśli wolicie posłuchać o grze, zapraszamy tutaj:


Autor: Karolina Krukierek


Share:

9 lip 2016

The Economic War wchodzi do gry! - patronat medialny

Wydawcy, projektanci i autorzy gier planszowych niemal non stop zbierają fundusze na wydanie swoich tytułów za pomocą zbiórek crowdfundingowych. W niektórych przypadkach wręcz padły podejrzenia o wykorzystywanie przez wydawnictwa platform takich jak wspieram.to do zabezpieczenia się przed nieudanym wydaniem gry, bądź brakiem zainteresowania. Do poniższego tytułu nie można mieć takich zarzutów!

The Economic War, bo o tym tytule mowa, rozpoczyna swoją przygodę ze zbiórką już w poniedziałek (11 lipca) na platformie wspieram.to. Co to za gra? Czy warto wspomóc i zaryzykować? Sprawdźcie sami.

The Economic War to strategiczna i edukacyjna gra planszowa dla 2-3 graczy, z możliwością rozbudowy o pakiety dla kolejnych osób. Minimalny wiek graczy to 11 lat. W testach dobrze radziły sobie dzieci w wieku 8 lat. Średni czas rozgrywki to około 90 minut.

Ideą gry jest edukacja ekonomiczna poprzez rywalizację i dobrą zabawę. Gracze wcielą się w role przywódców największych gospodarek świata, odkrywają zasoby i wykorzystują je do tworzenia kapitału.

Celem gry jest wypracowanie największego kapitału mierzonego w punktach PKB. Gracze zdobywają karty, na których określona jest wartość punktów PKB. Największy wpływ na wynik mają punkty za rezerwy walutowe. Wygrywa gracz z najsilniejszą gospodarką.

W odkryciu nowych, nieznanych wcześniej złóż surowców będzie pomocna unikatowa kostka. Wykonana we współpracy z firmą Q-Workshop. Aby odkryć złoże gracz najpierw deklaruje jakiego surowca poszukuje. Ma jeden darmowy rzut kostką. Jeśli wypadnie zadeklarowany przez niego symbol oznacza to, że odkrył złoże poszukiwanego surowca. Los bywa jednak kapryśny, dlatego zawsze może dokupić za walutę dowolną ilość dodatkowych rzutów - to pozwala wpływać na losowość w grze.

The Economic War to gra autorska, tworzona z pasją w rodzinnej atmosferze. Autorem projektu i mechaniki jest: Łukasz Smykla. Projektant związanym z branżą reklamową. Od 16 lat tworzy kampanie BTL dla międzynarodowych marek. Prywatnie fan planszówek, gier strategicznych o niskiej losowości.

My osobiście spotkaliśmy The Economic War na Pionku. Widzieliśmy, że przy „żółtym” stoliku non stop ktoś siedział i grał. Choć już wcześniej słyszeliśmy o samym projekcie to dopiero potencjał, który było widać w trakcie Unpubu na Pionku, przekonał nas, że naprawdę warto wspomóc autora w wydaniu tego tytułu.

Również i Was zapraszamy do wsparcia tego tytułu! Warto wspierać polskich autorów, szczególnie jeśli przedstawiają oni tak dobre tytuły. Serdecznie namawiamy do wsparcia tego projektu na www.wspieram.to

Sterta Gier objęła grę patronatem medialnym z czego jest nam niezmiernie miło, więc w przypadku pytań – piszcie!


Share:

8 lip 2016

Porusz swą wyobraźnie - recenzja gry Imago

W dzieciństwie zawsze lubiłem gry w kalambury. Wolałem pokazywać niż rysować, gdyż nie grzeszyłem talentem rysownika. Zresztą dalej nie grzeszę. Od małego siedziałem i oglądałem różne programy, w których grali w kalambury, a potem widziałem jak w programie „Kocham Cię Polsko” zawodnicy rysują na tablicy. Stwierdziłem, że fajnie byłoby mieć coś podobnego w domu, po czym dowiedziałem się, że Rebel wydaje grę Imago.

Imago to innowacyjna gra oparta na zasadach kalambur. Co w niej nowego? Otóż na stole leżą rozsypane przezroczyste karty, które przedstawiają ludzi, potwory, pojazdy i wszelkie możliwe kształty. To właśnie za ich pomocą będziemy układać hasła!

Zawartość pudełka jest bogata jak na tak małą grę. W środku znajdziemy 60 przezroczystych kart, 65 kart z zagadkami (dwustronne, a na każdej stronie 8 haseł, co daje nam łącznie ponad 1000 różnych rzeczy do ułożeni), 35 znaczników punktów no i instrukcje.

Zasady gry? Banalne. Rozkładamy w koło nasze przezroczyste karty na środku stołu. Wybieramy gracza rozpoczynającego. Aktywny gracz pociąga kartę, a osoba po jego prawej stronie podaje cyfrę. Aktywny gracz może zmienić wybraną kategorie/hasło o jeden w górę lub w dół. Następnie układa z przezroczystych kart dane hasło. I tu zaczyna się zabawa. 
Nie wolno wydawać dźwięków, gestykulować ani układać liter czy liczb z kart. Wolno natomiast poruszać kartami, co sprawia że nasze karty ożywają. Można również zasłonić część karty, tak aby lepiej dopasować ją do pozostałych. Gracz, który zgadnie hasło oraz gracz, który pokazywał zdobywają punkt. Gra kończy się gdy któryś z graczy zdoła ułożyć dwa hasła, które zgadną pozostali. Wygrywa gracz z największą liczbą punktów.

Jak oceniamy grę? Bardzo dobrze! Graliśmy w bardzo różnym gronie i z różną ilością graczy, a u wszystkich gra wypadała co najmniej dobrze. Fajna jest sama zabawa, a zdobywanie punktów schodzi często na drugi plan. I tak o to z grania do dwóch udanych ułożeniem skończyliśmy na nie podliczaniu punktów tylko graniu i dobrej zabawie.

Imago wymaga od graczy wyobraźni. Dużej dawki wyobraźni. Hasła nie są takie proste jak może się to wydawać i czasami wręcz wymagają poruszania kartami by pokazać to co zostało nam „nakazane”. A kategorie mamy przeróżne. Powiedzenia, filmy, postacie, czynności, coś co się porusza i wiele wiele innych.

Jeżeli chodzi o wykonanie gry to, jak na Rebel przystało, stoi ono na wysokim poziomie. Przezroczyste karty są trwałe, nie brudzą się, dobrze układa się je na stole. Karty kategorii i haseł są czytelne, nie rozpraszające i ciekawe. Wszystko to sprawia, że gra wytrzyma bardzo wiele spotkań i graczy zarówno młodszych jak i starszych.

Twórcy gry zachęcają też do wymyślania własnych haseł, ważne żeby każdy miał taką samą możliwość ich odgadnięcia. Sprzyja to graniu w rodzinie z młodszymi, nawet poniżej wskazanego na pudełku wieku (12 lat).

Jak dla nas ta gra jest rewelacyjna. Dużo wyobraźni, odsunięcie rywalizacji na rzecz dobrej zabawy, kupa śmiechu, czasem bezradności. Zdarzało się, że osoby które nie chciały grać przychodziły po 5 minutach zaciekawione tym co wyrabiamy i dosiadały się do partii. Jeżeli lubicie gry, w których trzeba użyć wyobraźni i lubicie tytuły pokroju kalambur to Imago będzie dla Was rewelacyjnym tytułem!


I.
Klimat
5/6
II.
Złożoność
5/6
III.
Oprawa graficzna
6/6
IV.
Wykonanie elementów
5,5/6
V.
Grywalność na 2 graczy
-/6
VI.
Grywalność na więcej osób
5,5/6

Ocena Końcowa: 5,4

Nazwa: Imago

Wydawca: Rebel.pl

Wydanie: pierwsze
Rok: 2016

Sugerowana cena: 79,95zł
Ocena: 5,4/6
Za przekazanie gry do recenzji dziękuję wydawnictwu Rebel.pl:
www.rebel.pl
Share:

5 lip 2016

Plansza okiem Muffina - #19 Recenzja gry Przebiegłe Wielbłądy

Jeśli jesteś fanem zakładów bukmacherskich lub właściwie każdego innego obstawiania i tego specyficznego dreszczyku emocji, pokażę Ci grę, dzięki której przeniesiesz się we wspaniały świat pustyni, ulotności, gorącego klimatu i zaciętej rozgrywki, którą wykonają dla nas wielbłądy.

- Ale zaraz, że jak? Wielbłądy?

Owszem mój drogi… Przebiegłe wielbłądy!

Przebiegłe Wielbłądy jest grą wydaną przez Lucrum Games – kolejny tytuł wydawnictwa z tak zwanym „jajem” – wcześniej miałam do czynienia z Wojownikami Podziemi, których osobiście wielbię po stokroć, a samą recenzję znajdziecie zarówno na moim kanale jak i tutaj w dziale Plansza okiem Muffina. Jednakże osławionych podziemnych wyjadaczy już usilnie zachwalałam, więc nie pozostaje mi nic innego jak skupić się na skaczących garbaczach.

Jest to gra, którą spokojnie możemy rozłożyć kiedy jesteśmy większą grupą osób – limit graczy to 8, choć osobiście uważam, że najlepiej się gra w 3-5. Cena sugerowana to 109,95 – jak najbardziej adekwatna do ilości i wykonania elementów. Mamy wiele kart i wiele kafelków, a co najważniejsze mamy super ekstra gadżeciarską piramidę z której wyrzucamy kości i biegniemy wielbłądami! Zabawy z samym stożkiem jest co niemiara, choć muszę przyznać , że na samym początku, gdy w ogóle nie mogłam wyczuć jak ruszać suwakiem, aby finalnie kość wypadła stawałam się bardzo poirytowana – albo wypadało wszystko, albo nic… z czasem jednakowoż owa zdolność została przeze mnie nabyta i spokojnie bez nerwów możemy wyrzucać kości z piramidy bez zbędnych emocji i fuczeń zdesperowanej dziewuchy.

Po tym jak rozłożymy planszę i ułożymy na niej w odpowiednich miejscach kafelki (kafelki piramidy, typowania) najmłodszy gracz powinien umieścić nasze wspaniałe wielbłądy na miejscach startowych. Z piramidy powinny zostać wyrzucone wszystkie kości i odpowiednie zwierzaki zostaną ustawione na odpowiednich miejscach – osobno lub jedno na drugim, tak aby stworzyć wieżę wielbłądów. Każdy z graczy otrzymuje na sam początek trzy funty egipskie, talię swojego bohatera (pięć kart typowania) oraz żeton oazy/fatamorgany. W swojej turze możemy wykonać jedną z następujących rzeczy – typować wielbłąda, który będzie pierwszy na koniec etapu, typować wielbłąda wygranego lub przegranego na koniec gry, ułożyć swój żeton oazy na torze oraz… poruszyć się garbatym stworzonkiem!

Typowanie wielbłąda (na koniec etapu) jest bardzo prostą czynnością – bierzemy odpowiadający kolor wielbłąda z kafelków typowania – dobrze to robić zawczasu, tak aby zarobić jak najwięcej funtów. Ja do cierpliwych osób nie należę, więc bardzo często obstawiam stworzenie, które później okazuje się drugie lub trzecie – pal licho jeśli drugie, ponieważ wciąż dostaje się za to 1 FE, ale już za trzecie lub gorsze miejsce musimy uiścić opłatę w wysokości 1 FE. Możemy również obstawić garbacza, który według nas wygra lub przegra wyścig – kładziemy jedną z naszych kart na odpowiednim polu na planszy. Żeton oazy/fatamorgany, który został wcześniej odpowiednio ustawiony, może nam przynosić same korzyści! Przyśpieszając kolumnę wielbłądów lub ją spowalniając zarabiamy 1FE. Być może wydaje się, że to nie dużo, ale na turę możemy sporo zarobić – wiadomo, nie każdy wielbłąd nadepnie akurat na nasze pole, ale wciąż jesteśmy te kilka FE do przodu. No i ostatnia rzecz – poruszanie się kolorowymi zwierzątkami. 
Kiedy decydujemy się ów czynność wykonać, dobieramy kafelek piramidy i wyrzucamy jedną kość ze stożka – poruszamy wielbłądem o tyle pól, ile wyniósł nasz rzut na kości – ciekawym zjawiskiem jest tworzenie się wieży ów stworzeń, które wskakują na siebie i niosą się wzajemnie ku linii mety – jeśli nasza piramida jest pusta następuje koniec etapu, podliczenie dochodów i start i przystąpienie do kolejnej tury. Kiedy którykolwiek wielbłąd przekroczy linię start/meta, wyścig się kończy, my liczymy nasze dochody i zakłady – najbogatszy hazardzista wygrywa!

Zapytam więc raz jeszcze… Jak u Was z obstawianiem? Obstawiam mecz Polska-Portugalia na 2:1 – ach i znowu nie o tym co trzeba – obstawianie wielbłądów jest o tyle ciekawym zajęciem i bardzo fajną rozrywką, że wracanie do niej sprawia po prostu dużo frajdy! Gra jest losowa, więc jeśli nie lubisz tego typu produktów, to obawiam się, że nie do końca Ci to podejdzie. Jednakże, czy typując wyniki różnego rodzaju, jesteśmy w stanie sobie cokolwiek zaplanować? Masz Ci los, no nie bardzo. Skaluje się całkiem fajnie, choć nie grałabym w to w więcej osób niż 5-6. Wykonanie jest dobre, a sama piramida jest całkiem ciekawym gadżetem (o ile się nie rozwala na wszystkie strony i dana osoba potrafi z niej korzystać). Co do interakcji i złożoności – stoją one na niskim poziomie. Zasady są banalne, myślę że dzieciom sprawiłoby to wiele zabawy i dostarczyłoby wiele rozrywki! Ja – duże dziecko, bardzo lubię do tego produktu wracać i chętnie rozkładam planszę na stole.

PLUSY:
- regrywalność
- prostota
- klimat
- wykonanie
- instrukcja

MINUSY:

- piramida (chyba, że potrafisz z niej korzystać ;) ) – Bardzo fajna sprawa, choć w pierwszych rozgrywkach została zwyzywana i ogólnie rzecz ujmując i używając młodzieżowego slangu rzekłabym, iż ogromna fala hejtu została wylana na ów biedny, mały, nikomu i niczemu nic niewinny stożek

- losowość – duża losowość, ciężko sobie cokolwiek zaplanować>

Reasumując, uważam że Przebiegłe Wielbłądy powinny zdobić każdą planszową bibliotekę – punktów w muffinowej skali zarobiło 3/5 – jest to gra dobra, która jest fajnym przerywnikiem, odskocznią i zaraża ciekawym klimatem hazardu…. Tak… To który wygra? Ja mówię pomarańczowy!

Dziękuję GameKeeper Rzeszów za użyczenie gry do recenzji.

Wolisz posłuchać o grze? Zapraszamy:

Autor: Karolina Krukierek
Share:

Ścisła współpraca

My na Facebooku

Labels

Blog Archive