19 mar 2023

Upewnij się, że masz kwiaty we włosach! – recenzja gry Wsiąść do pociągu: San Francisco

Chociaż kwiaty na pewno dodadzą walorów wizualnych, to nie musicie ich fizycznie posiadać, by zagrać w ostatnią odsłonę gry z serii „Wsiąść do pociągu”. Warto jednak puścić w tle piosenkę Scotta McKenziego, by uprzyjemnić sobie partię gry wydawnictwa Rebel. 

W najnowszej odsłonie popularnej serii gier rodzinnych – Wsiąść do pociągu: San Francisco, ścigacie się o to, kto zwiedzi najwięcej punktów turystycznych w mieście i zbierze najcenniejsze pamiątki. Tak jak w poprzednich częściach – kolorowe karty lokomocji pozwolą wam tworzyć połączenia na mapie i realizować cenne bilety, za które będziecie punktować. Wskoczcie zatem do tramwaju linowego, zbierajcie pamiątki i przekonajcie się, co San Francisco ma wam do zaoferowania!

Jeśli chodzi o wykonanie gry, to nie mamy żadnych zastrzeżeń. W średniej wielkości pudełku znajdziecie wypraskę, a w niej wszystkie potrzebne elementy, by rozegrać grę – planszę, plastikowe tramwaje w kolorze graczy, żetony turystyki, znaczniki punktacji oraz karty – lokomocji i biletów. Całość jest dobrze i trwale wykonana. Warto zwrócić uwagę, że jest to mniejsza wersja gry niż jej matczyna wersja. San Francisco jest bardziej kompaktowe. Dzięki temu to ciekawa propozycja na wyjazdy - zajmie mało miejsca w walizce a znalezienie odpowiedniej lokacji do rozłożenia gry nie będzie problemem. 
 
Jeśli graliście już w poprzednie wersje, to doskonale znacie zasady. Waszym zadaniem będzie budowa połączeń pomiędzy polami na planszy. By tego dokonać musicie zagrać wcześniej dobrane karty w kolorze odpowiadającym trasie na mapie. Każdy z graczy ma na ręku karty biletów i to one właśnie wskazują wam jakie trasy musicie zbudować, by otrzymać punkty na koniec gry. Główną różnicą między podstawką a wersją SF są tak zwane żetony pamiątek. Staramy się tak realizować połączenia, by nasza trasa przebiegała przez punkty z leżącymi na nich tokenami. W zależności od zdobytej ich ilości, dają one dodatkowe punkty na koniec gry. Spoiler alert — po kilkunastu rozegranych partiach zauważyliśmy, że tabela dotycząca znaczników turystyki nie do końca ma zastosowanie, ponieważ zdobycie wszystkich siedmiu znaczników przy czterech graczach jest w zasadzie niemożliwe. U nas nikomu nie udało się zgarnąć więcej niż pięć.

Fani serii wiedzą, że w rodzinie gier „Wsiąść do pociągu” powszechne jest zjawisko małych i dużych wersji. San Francisco jest tą mniejszą. Przez co też i krótszą – i o tyle o ile w poprzednich da się zaplanować i realizować wiele celów, tak w wersji SF rozgrywka pędzi, jak szalona. Nim się zorientujecie, nim zrealizujecie ledwo dwa, może trzy bilety, to gra będzie się kończyć, a wy pozostaniecie z poczuciem, że chętnie zagralibyście kolejną partię. Dla nas jest to takie „demo”, dzięki któremu możemy komuś przedstawić podstawowe zasady gry. Wystarczy rozegrać jedną, dwie partie, by ktoś załapał, o co chodzi, aby potem wyciągnąć większą wersję i zagrać dłuższą partię. Nie znaczy to jednak, że gra jest zła czy nie warta uwagi.

Wsiąść do pociągu: San Francisco świetnie nadaje się na szybkie rozgrywki ze znajomymi, którzy lubią proste, ale emocjonujące gry. Rozgrywka trwa, średnio od 10 do 15 minut. Przy maksymalnej liczbie graczy na planszy bardzo szybko robi się ciasno, przez co uczestnicy zabawy muszą się uwijać, chcąc realizować dodatkowo punktowane bilety.

Chociaż nie znajdziecie w tej wersji nowych rozwiązań czy mechanik, to jest to nadal bardzo dobry tytuł oraz świetny punkt wejścia, dzięki któremu łatwo wciągnąć nowych graczy, pokazując im mechanikę zarządzania ręką. Polecamy każdemu spróbować zagrać zarówno w tę wersję, jak i w poprzednie, które przenoszą nas w różne zakątki na całym świecie.

Nazwa: Wsiąść do pociągu: San Francisco
Wydawnictwo: Rebel
Rok wydania: 2022
Grę kupisz TUTAJ

Share:

Ścisła współpraca

My na Facebooku

Labels

Blog Archive