30 mar 2020

Podbój świata okiem robaczków - recenzja gry Wormlord

Gier, w których kontrolujemy swój teren, jest mnóstwo. Najbardziej kultowym przykładem jest Ryzyko i jego odmiany, jak np. Ryzyko Gra o Tron. Z bardziej nowoczesnych gier można tutaj wymienić Bronze bądź Godfather. W każdym z wymienionych tytułów istotne jest, aby kontrolować jak największą liczbę terenów, gdyż czerpiemy z nich korzyści. Co jednak powstanie z połączenia gry area control z grą zręcznościową? Odpowiedź jest prosta, aczkolwiek mało oczywista. Wojna robaków!

Wormlord to zręcznościowa gra planszowa dla 2-4 graczy w wieku 6+ wydawnictwa Sit Down! Rozgrywka trwa równocześnie dla wszystkich graczy. W jej trakcie staracie się podbić obszary mapy, kładąc na nich sznurki z węzłem, które reprezentują waszą armię robaków. Jednocześnie musicie przegnać przeciwnika, rozwiązując ich supły ze sznurków i zwracając je wrogowi. Armia robaków, która jako pierwsza zajmie trzy wieże obserwacyjne z czterech — zwycięży.

Wormlord to nietypowy tytuł, w którym nie znajdziemy pionków, żetonów czy kostek. Po otwarciu pudełka naszym oczom ukaże się wiele kafelków w wypraskach, z których będziemy układać naszą planszę do robaczanych potyczek. Co więcej, w pudełku są cztery drewniane kostki (po jednej dla gracza), reprezentujące naszą siedzibę dowodzenia, którą możemy wybudować w trakcie rozgrywki. To, czym najbardziej rzuca się w oczy, są kolorowe sznurki, które przedstawiają naszą armię robaczków. Jest to ciekawy i nieszablonowy pomysł, by wykorzystać sznurówki zamiast oklepanych plastikowych pionków. Całość prezentuje się bardzo dobrze — kolorowe grafiki, śmieszne ilustracje dżdżownic — to są elementy, które na pewno przyciągną uwagę dzieci. Sznurki ponadto posłużą nie tylko do prowadzenia wojny na planszy, ale do wyścigu między graczami o to, kto zrobi najwięcej supełków lub do stworzenia jednej, jak najdłuższej gąsienicy.

Wormlord opowiada historię o tym, jak robaczki chcą podbić świat, tak więc bez zbędnego przedłużania pomóżmy im! Najpierw musimy jednak przygotować planszę na środku stołu i rozdać graczom ich armie oraz drewniany klocek siedziby dowodzenia. Bardzo miłym faktem jest to, że instrukcja podpowiada jak układać planszę w zależności od liczby graczy oraz to, że proponuje kilka dodatkowych propozycji ułożenia. Tak przygotowaną arenę otaczamy i zamykamy specjalnie przygotowaną ramką, aby kafelki się nie rozjeżdżały w trakcie gry. Gdy wszyscy będą gotowi — rozpoczyna się inwazja robaczków! Każdy z graczy posiada swoją startową bazę i to stamtąd wypełza nasza armia. Przypomnijmy — w grze Wormlord nie ma podziału na rundy czy tury. Wszyscy gracze grają symultanicznie, a mogą wybierać spośród dwóch dostępnych akcji. Pierwszą z nich jest podbicie kolejnego pola sąsiadującym z naszym poprzednim. Robimy to przez pobranie sznurka z naszych zapasów, zawiązanie na nim węzła i położenie na wolnym kaflu. Drugą opcją jest podbicie pola przeciwnika i usunięcie jego robaczka z pola gry. By tego dokonać, nasze armie na arenie muszą sąsiadować, a następnie po zawiązaniu supła na sznurku trzeba zamienić naszego robaka z robakiem przeciwnika. Koniecznym jest jednak rozwiązać supeł przeciwnika i oddać sznurek do jego puli. Taka potyczka trwa do momentu, aż któryś z graczy będzie kontrolował trzy z czterech specjalnych wieżyczek na planszy. Osoba, która jako pierwsza wygra dwie pełne potyczki — zostaje zwycięzcą.

Gra Wormlord to ciekawa propozycja dla wszystkich dzieci. Tych mniejszych i tych dużych. Zapewnia wiele emocji i zabawy jednocześnie. Dodatkowo rozwija ducha rywalizacji, bo wszyscy chcą jak najszybciej zwyciężyć. Gra jest prosta, szybka i przyjemna. My się bawiliśmy wyśmienicie i chętnie będziemy zasiadać do niej przy różnych okazjach.

Według informacji na pudełku, tytuł jest przeznaczony dla 2-4 graczy, ale instrukcja przychodzi z rozwiązaniem, gdy nagle odwiedzi was większa liczba gości. Łączycie się wtedy w pary i działacie zgodnie z normalnymi zasadmi, ale dodatkowo możecie wspólnie planować strategię rozmieszczania robaczków. Jedyną zmianą jest to, że supełki musicie wiązać razem — każda osoba jedną ręką. To samo się tyczy rozwiązywania supłów przeciwnika.

Wormlord to zręcznościowa gra area control. Daje ona mnóstwo radości i wywołuje pozytywne emocje. No i jest w niej sporo rywalizacji. Nawet tej negatywnej. Dlatego sprawdza się dobrze w gronie najmłodszych odbiorców, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by rodzice też spróbowali pomóc podbić świat robaczkom!

Nazwa: Wormlord
Wydawnictwo: Sit Down!
Rok wydania: 2019

Dziękujemy wydawnictwu Sit Down! za wysłanie egzemplarza recenzenckiego

Sitdown Games

Wormlord is a board game for 2-4 players aged 6+ by Sit Down! The game runs simultaneously for all players, who try to conquer areas on the map, by placing strings with a knot on them that represent your army of worms. At the same time, you have to chase your opponent by untying their knots from the strings and returning them to the enemy. The army of worms that will first take over three watch towers out of four - will win.

Wormlord is an unusual title in which you won't find pawns, tokens or cubes. After opening the box, our eyes will see many tiles in molds, from which we will arrange our board for worm battles. In addition, there are four cubes in the box (one for the player) representing our headquarters, which we can build during the game. What catches the eye, are the colorful strings that represent our army of worms. It is an interesting and unconventional idea to use laces instead of well-know plastic pawns. The whole game looks very well - colorful graphics, funny illustrations of earthworms - these are elements that will definitely attract children's attention. The strings will also serve not only to wage war on the board, but to race between players about who will make the most knots on it or to create one, as long as possible, caterpillar.

Wormlord is an interesting proposition of board game for all children. The small and the big ones. It provides many emotions and fun at the same time. In addition, it develops the competitive spirit, because everyone wants to win as soon as possible. The game is simple, fast and enjoyable. We had a great time and we will gladly sit down and play it on various occasions.

According to the information on the box, the title is for 2-4 players, but the instruction comes with a solution when suddenly more guests visit you. You then pair up and play according to normal rules - you can jointly plan a worms placement strategy. The only change is that you have to tie the knots together - each person with one hand. The same applies to resolving opponent's knots.

Wormlord is an area control arcade game. It gives a lot of joy and evokes positive emotions. And there is a lot of competition in it. Even the negative one. Therefore, it works well among the youngest recipients, but nothing prevents parents from trying to help these little worms in conquering the world!
Share:

26 mar 2020

Przed wyruszeniem w drogę zbierz... - recenzja gry Sanctum

No właśnie co mamy zebrać? Jak mawia klasyk — drużynę. Ale Sanctum nie jest grą kooperacyjną, chociaż na pierwszy rzut oka mogłaby się taką wydawać. Przyda wam się worek odwagi, plecak z wyposażeniem i kubek waszego ulubionego napoju. Przecież żaden bohater o suchym pysku nie będzie tłukł hordy potworów!

Gra Sanctum wydawnictwa Rebel to rywalizacyjna, przygodowa gra planszowa dla 2-4 graczy w wieku 12+, w której wcielacie się w bohaterów, którzy starają się zapobiec demonicznej inwazji. Pewien nierozważny król, niegdyś bardzo dobrze prosperującego miasta Sanctum, uwolnił złe moce i tylko wy możecie stawić czoła ciemności i pokonać samego Lorda Demonów. W grze będziecie eksplorować ścieżki porzuconego miasta, walczyć z potworami oraz odpoczywać, by nabierać sił do dalszych potyczek. Zwycięży gracz, który z finalnego pojedynku z Lordem Demonów wyjdzie z najmniejszą liczbą obrażeń.

W pudełku o nieco większych rozmiarach, niż większość gier planszowych, znajdziemy sporo elementów. Co rzuca się od razu w oczy, to plastikowa wypraska z czterema figurkami reprezentującymi naszych bohaterów. Osoby, które lubią ozdabiać swoje figurki, będą miały frajdę przy malowaniu ich. Wyciągając kolejne elementy, naszym oczom ukazują się 3 spore plansze, po których będziecie poruszać swoje postacie. Oprócz tego mamy kilkanaście żetonów do wyciśnięcia z wyprasek oraz masę kryształków i znaczników tzw. many i życia. W Sanctum nazywane są one odpowiednio znacznikami skupienia i wytrzymałości. Są także dwustronne karty potworów, na których odwrocie znajdujemy potężne przedmioty, dzięki którym nasze postacie stają się coraz silniejsze. I jeśli już o postaciach mówimy — do gry dołączone są planszetki graczy z dobrze rozpisanymi umiejętnościami bohatera, które odblokowujemy w trakcie gry. Na tych planszach ekwipujemy również nasze postacie i przechowujemy karty demonów. Gra Sanctum stoi na naprawdę wysokim poziomie wykonania i jedyne, co mogłoby zostać dopracowane, to karty potworków — a dokładnie ich różnorodne ilustracje, bo w tej wersji mamy raptem parę takich samych demonów na różnych kolorach tła.

Przejdźmy jednak do rękoczynów, bo demoniczna moc w mieście Sanctum musi zostać okiełznana. Grę rozkłada się dobrych parę minut z racji ilości elementów, ale z czasem przychodzi to już instynktownie. Sporo też zależy od wariantu osobowego, w jakim będziecie grać. Gdy już będziecie gotowi wyruszyć na ratunek, swoje tury będziecie rozgrywać kolejno, zgodnie z ruchem wskazówek zegara, wykonując po jednej z dostępnych akcji. Pierwszą możliwością jest ruch. Po poruszeniu figurką rozpatrujemy akcję z danego pola — jest to zazwyczaj ujawnienie się gromady potworów, ale czasem można dostać dodatkowe artefakty. Jednak każdy nasz ruch sprowadza uwagę potworów, przez co zaczynają one nas gonić. Wygląda to w taki sposób, że pobieramy odpowiednie karty monstrów na naszą planszetkę i zostają one u nas, dopóki nie zabijemy ich w walce. Tym sposobem płynnie przechodzimy do drugiej akcji — potyczka z potworami. Każda karta demona pokazuje, jaki wynik na kości musi wypaść, by dany stwór został pokonany. Jeśli kości nam nie służą, zawsze możemy się posiłkować swoimi przedmiotami lub umiejętnościami, by je odpowiednio modyfikować. No i nie można zapominać o wypiciu eliksirów przed walką! Ostatnią akcją jest odpoczynek — jest to czas na zregenerowanie wykorzystanych wcześniej umiejętności, na ubranie nowych przedmiotów oraz na kupno eliksirów.

W ten sposób przedzieracie się przez sześć aktów (lub mniej, w zależności od liczby graczy), by w końcu stanąć przed samym Lordem Demonów. A to nie lada bestia. Zanim do niego dotrzecie, zalecamy, aby naprawdę porządnie „przypakować” naszą postać. Oprócz tego, że pokonane bestie dają nam różne artefakty - od broni do magicznych amuletów - to dostajemy kolorowe kryształki. Nie dość, że umożliwiają one rozwój naszego drzewka umiejętności, to zezwalają również na zakładanie wcześniej wspomnianych przedmiotów. Gdy będziecie już pewni swojej siły, stajecie do ostatecznej walki. Jest to spore wyzwanie i nawet najmniejszy błąd może się dla was skończyć przegraną. Gdy jednak pokonacie Demona (każdy walczy na własne konto) to sprawdzacie, kto ma jeszcze ile punktów życia. Gracz z ich największą pozostałą ilością zostaje zwycięzcą.

Trochę się rozpisaliśmy na temat wykonania i mechaniki więc teraz czas na nasze wrażenia. Z okładki gry Sanctum łypie na nas straszny demon, który bardzo przypomina tego znanego z gry komputerowej Diablo i Diablo 2. I faktycznie, można się doszukiwać wielu podobieństw w grze Sanctum z jego dalekim, cyfrowym kuzynem. Zaczynając od pokonywania hordy potworów, przez demoniczną i piekielną oprawę graficzną, do rozwijania drzewka umiejętności i zbierania coraz lepszych przedmiotów. Jednak seria gier Diablo były nastawione na szybką akcję i dynamiczność. W grze Sanctum tego nie doświadczamy. Każdy gracz oczywiście szybko wykonuje swoją turę, jednak pozostali w tym czasie muszą swoje przeczekać, aby wykonać swoje akcje.

Wracając do dynamiczności w Sanctum — przez pierwsze akty gra prowadzi nas za rączkę. Można by rzec, że bardzo trudno jest dać się pokonać przed finalną bitwą. Tak naprawdę cała zabawa zaczyna się dopiero w ostatnim akcie. Wtedy czujemy największą ekscytację i chwile grozy, gdy Lord Demonów rzuca na nas swoje przekleństwa. I jak już wspominaliśmy — jeśli się odpowiednio nie przygotowaliście wcześniej — macie marne szanse na przetrwanie.

Poza tym jednym aspektem, gra Sanctum to naprawdę ciekawy i solidny tytuł. Szkoda, że nie ma więcej interakcji między współgraczami. Można tylko podebrać parę kart potworów z planszy. Poza tym w żaden sposób nie interesujemy się planszami przeciwnika. Grało nam się bardzo dobrze. Ciekawie się manipuluje wynikami z kości. Fajna sprawa z odblokowywaniem umiejętności i żonglowaniem ekwipunkiem.

Jeśli lubujecie się w tłuczeniu hord potworów i rozwijaniu umiejętności swojej postaci, ale szukacie dynamicznej gry, to warto odświeżyć klasyk, jakim jest seria gier Diablo. Jeśli jednak chcecie robić to samo, ale przy stole ze znajomymi, to polecamy grę Sanctum wydawnictwa Rebel. Gra zapewni  wam rozrywkę na wiele godzin w fantastycznym świecie pełnym potworów, magii i bohaterów, którzy ratują miasto przed Lordem Demonów. Polecamy!


Nazwa: Sanctum
Wydawnictwo: Rebel
Rok wydania: 2020
Grę kupisz w Księgarni Internetowej Gandalf.com.pl

Dziękujemy księgarni Gandalf za wysłanie egzemplarza recenzenckiego
Gandalf Moc Wyboru

Share:

24 mar 2020

Qualigeeks - usprawnienia do gier planszowych - opinia

Gadżety. Coś, co wielu z nas uwielbia. Jest też sporo gadżetów, których możemy używać w naszym hobby. Opisywaliśmy już Wam maty do gier od playmaty, materiały na zamówienie od MB Print czy towary firmy WarBox. Teraz w nasze ręce trafiły rzeczy od śląskiego wytwórcy – QualiGeeks. Czy warto się nim zainteresować?

QualiGeeks to firma zajmująca się produkcją różnych elementów do gier planszowych i bitewnych z akrylu i płyty HDF. Ich produkty wykonane są z grubych płyt. przez co są wytrzymałe, a nadruki wyglądają całkiem nieźle. W nasze ręce trafiło kilka produktów: insert do gry Star Wars: Zewnętrzne Rubieże, tablica do wyzwania 10x10 Board Game Challenge oraz akrylowe żetony, które idealnie sprawdzą się do gier z serii Osadnicy: Narodziny Imperium czy Osadnicy: Wykreślane Imperium.

Zacznijmy po kolei, czyli od najmniejszych elementów. Akrylowe żetony wyglądają całkiem ciekawie. Są one zdecydowanie inne niż te, które spotykamy na co dzień w grach planszowych. Gdyby nie to, że w podstawowych Osadnikach mamy ładne drewno, to bez wahania wymieniłbym tekturowe elementy na akrylowe odpowiedniki. Świetnie za to sprawdzą się do grania w gry pokroju Wykreślanego Imperium, gdzie zwyczajnie trzeba pamiętać, co się ma, a przecież o wiele łatwiej zaznaczać to właśnie takimi żetonami. Akryl jest gruby, ich nadruk jest dobrze widoczny i póki co nie stwierdziliśmy wad tego produktu. Żetony możecie pooglądać i zamówić tutaj: https://qualigeeks.eu/zetony/2

Kolejnym otrzymanym produktem jest tablica 10x10 Board Game Challenge, czyli coś, co świetnie sprawdzi się do „zapisywania” rozgrywek w popularnym wyzwaniu wśród graczy. Samo wyzwanie, dla tych, którzy o nim nie słyszeli, to zagranie 10 razy w 10 różnych gier planszowych. Tablica składa się z dwóch części, podkładki i wycinanej płyty. Ładnie wyrzeźbione miejsce na meeple dodaje jej uroku i klasy. Dodatkowo są specjalne miejsca na płytki lakierowane, na których wpisujemy nazwy gier. Nazwy na płytkach można potem zmazać i wpisać nowe, co oznacza że tablica starczy nam na więcej lat. Wykonanie? Naszym zdaniem świetne – tablica już stoi u nas kilka tygodni i ani meeple nie wypadają, ani sama tablica się nie przewraca. Polecamy!

Ostatnim i największym produktem, jaki otrzymaliśmy, był insert do samodzielnego złożenia. Nam trafił się taki do gry Star Wars: Zewnętrzne Rubieże, czyli gry, która bardzo przypadła nam do gustu. Insert był do samodzielnego sklejenia (wystarczy do tego minimum umiejętności manualnych, klej typu wikol, gazeta i wykałaczka). Nam zajęło to około 2-2,5 godziny, ale nie spieszyliśmy się specjalnie, jednocześnie tocząc przy tym rozmowy. Bazowaliśmy na otrzymanej instrukcji, która pokazywała, co i jak powinno być sklejone. Dodatkowo otrzymaliśmy zdjęcia, na których pokazane zostało jakie elementy gdzie trzymać. I tutaj duży plus dla twórców – karty i żetony układa się we wkładkach, które są jedna na drugiej, a dodatkowo na górze z reguły jest zabezpieczenie, dzięki któremu nic nie wypada. A jest to bardzo ważne przy tego typu wypraskach! Wszystko idealnie mieści się w pudełku, nic nie wystaje, nic nie lata – po prostu extra! Inserty do gier znajdziecie tutaj: https://qualigeeks.eu/gryplanszowe/inserty

Na stronie Qualigeeks znajdziecie również wiele innych rzeczy, w tym bardzo dużo przeróżnych miarek i znaczników do bitewniaków. Do tego znajdziecie też różne organizery (np. do Terraformacji Marsa, Dice traye czy planszetkę do podróży przez Śródziemie). Jeżeli nie znajdziecie tego, czego szukacie, to możecie zamówić produkty wedle własnego projektu! Czas produkcji i wysyłki, w zależności od produktu to około 1-5 dni.

Chcielibyśmy tutaj bardzo pochwalić firmę Qualigeeks. Rozpoczynając od przejrzystej strony, która nadal jest rozbudowywana, po super kontakt, a na świetnych produktach kończąc. Nie możemy o tej firmie powiedzieć złego słowa. Materiały, z których wykonują oni produkty, są wysokiej jakości, więc wszystko, co u nich zamówicie, zdecydowanie będzie spełniać wasze oczekiwania!

Share:

19 mar 2020

Graj i ucz się z dziećmi! - recenja gry Zwierzątka (seria: Moja Pierwsza gra)

Często znajomi piszą do nas z prośbą o radę w wyborze gier planszowych. Często pada stwierdzenie, że chcieliby coś prostego, dla dzieci. I tutaj zaczyna się pełen wywiad, kim tak naprawdę jest owe dziecko, czyli ile ma lat (dla niektórych to 5-6 lat, dla innych to 15-16), czym się interesuje, czy zna gry i tym podobne. Często musimy się nagłówkować, gdy pada stwierdzenie „dla malucha”, czyli z reguły dziecka, które ma 2-3 latka. I dziś taką grę Wam zaprezentujemy. Zapraszamy do poczytania o Moja pierwsza gra: Zwierzątka wydawnictwa Egmont.

Moja pierwsza gra: Zwierzątka to gra planszowa dla 2-4 dzieci od drugiego roku życia. W zależności od dzieciaków, jedna partia to około 10-15 minut zabawy. W pudelku z grą znajdziemy 5 zwierzątek (tekturowych), 20 figur (po 4 w 5 kolorach) oraz płócienny woreczek. Nie mamy nic do zarzucenia wykonaniu produktu.

Zasady gry są dobrze dostosowane do dwuletniego dziecka. Autor zaleca, by przed przystąpieniem do jakichkolwiek zasad pokazać dziecku/dzieciom wszystkie zwierzątka, figury, które trzeba w nich układać oraz woreczek. Dać podotykać, by dzieciaki zapoznały się grą, nazwać każde zwierzę i każdy kolor oraz figurę. Następnie przygotowujemy dzieciom rozgrywkę – każde dziecko otrzymuje zwierzaka w jednym z 5 kolorów (przy 2 graczach, każde dziecko ma dwa zwierzaki). Wszystkie figury wyciągamy ze zwierzaków i wrzucamy do worka. Zaczyna najmłodszy gracz – losuje on jedną figurę z worka (może je dotykać, obracać w ręce, ale nie może podglądać), a następnie sprawdza, czy wylosował w swoim kolorze – jeżeli tak, to dokłada w pasujące miejsce. Jeżeli wylosował w kolorze innego gracza lub neutralnym (będą neutralne zwierzaki na środku stołu), to układa w danym zwierzaku daną figurę, zachowując wszystkie zasady dobrego wychowania, czyli przekazując mówi: „Proszę”, a osoba obdarowana musi grzecznie odpowiedzieć „Dziękuję”. Gra kończy się, gdy któryś z graczy uzupełni całego swojego zwierzaka.

Moja pierwsza gra: Zwierzątka to tytuł, który jest przystosowany dla dzieci powyżej drugiego roku życia. Grające dzieci poznają różne kształty, kolory, uczą się nazw zwierzątek i figur. Gra ma na celu ćwiczenie zmysłu dotyku i rozpoznawania kształtów, ćwiczenia mięśni palców (chwytanie) oraz rozwijanie interakcji społecznych, co w dzisiejszych czasach jest mocno zaniedbane.

Poza standardową rozgrywką, ze starszymi dzieciakami można zagrać w zgadywanie – wkładają rękę do środka, losują przedmiot i muszą go nazwać i opisać (na przykład że to kwadrat, a wiem bo ma 4 boki). Jest to kolejny walor edukacyjny.

Patrząc na ten tytuł z perspektywy rodzica, to jest to całkiem przyjemna forma nauki przez zabawę. Dzieci poznają kolory, figury, uczą się dzielić i dziękować. Gra jest kolorowa, co przyciąga dzieci, a to przecież ważne! Dodatkowo jesteśmy za każdym pomysłem zabaw dla dzieci, który odciągnie je od telewizora/tableta czy telefonu. Jeżeli szukasz gry dla swojej pociechy, która ma 2-3 latka, to warto sięgnąć po gry z serii Moja pierwsza gra.

Nazwa: Zwierzątka
Wydawca: Kraina Planszówek
Rok: 2020
Grę najtaniej kupisz: TUTAJ
Za grę dziękujemy wydawnictwu:


Share:

16 mar 2020

Przeżyj swoje idealne życie w grze planszowej – recenzja gry W pogoni za szczęściem

Kto z Was, drodzy czytelnicy, choć raz w życiu nie zagrał w najpopularniejszy symulator życia w wersji PC? Nawet jeśli nie mieliście takiej możliwości, to na pewno słyszeliście o potocznie zwanych Simsach. Jest to gra komputerowa, w której tworzymy wirtualną osobę i kierujemy jej poczynaniami. Dzięki wydawnictwu Czacha Games możemy zagrać w analogową wersję gry The Sims!

W pogoni za szczęściem to strategiczna gra planszowa dla 1-4 osób w wieku 12+, w której zarządzamy swoją postacią – od narodzin, aż do jej śmierci. W trakcie swojego życia, jak w prawdziwym świecie, będziecie musieli podejmować wiele trudnych decyzji – jaką karierę obrać, kiedy założyć rodzinę, kiedy przejść na emeryturę, jakie hobby rozwijać oraz wiele innych. Gra toczy się przez określoną liczbę rund, jednak niektórych starość może zastać o wiele szybciej.

Zanim jednak nasza postać się narodzi i zacznie znosić trudy świata, przybliżymy wam pokrótce wykonanie gry. W dużym pudełku znajdziemy wielką planszę do gry, drewniane znaczniki czasu reprezentowane przez klepsydry, kartonowe żetony oraz dużo kart. Całość utrzymana jest w ciekawej i zachęcającej oprawie graficznej. Komponenty są wykonane standardowo – nie ma w nich niczego nadzwyczajnego, co zaparłoby dech w piersi, ale nie ma też rzeczy, co do której moglibyśmy mieć jakieś wątpliwości. Ot, poprawnie zaprojektowana gra.

No dobrze, ale zacznijmy już nasz żywot w grze W pogoni za szczęściem. Przygotowanie nie jest skomplikowane i opisując pokrótce, polega na rozdaniu graczom ich żetonów o wybranym kolorze, rozłożeniu planszy i przygotowaniu odpowiednich talii kart, wylosowaniu celów długoterminowych no i na wytłumaczeniu zasad. A te da się bardzo szybko opanować. Gra toczy się przez 9 rund, lecz dla niektórych może się skończyć szybciej, jeśli znacznik stresu spadnie za bardzo na dedykowanym do tego torze. Do rzeczy - w swojej turze bierzemy jeden ze swoich znaczników klepsydr, kładziemy go na odpowiednim polu akcji i wykonujemy czynności związane z tym polem. Możemy pobrać znaczniki nauki, wpływów, kreatywności lub zarobić dodatkową gotówkę. Te surowce to podstawowa waluta w grze, potrzebna nam do wykupywania kart, które będą nam przynosiły punkty zwycięstwa.

Innymi polami, na których możemy postawić swoje klepsydry, są kolejno: Projekt, Zakupy, Praca, Związek oraz Nadgodziny. Każda z tych kategorii wymaga wydania określonej liczby surowców, aby móc pobrać odpowiednią kartę. Praktycznie każdą kupioną kartę możemy ulepszać – oczywiście za odpowiednią opłatą. Musimy także pamiętać, że chcąc wykonać jedną akcję dwa razy w tej samej rundzie, nasz stres wzrośnie. Zestresujemy się również, gdy nie będzie nas stać na utrzymanie rodziny lub pracy. Warto więc pilnować swoich zasobów i mieć odłożone trochę pieniążków w skarpecie pod materacem. Jak w życiu. Jak wspomnieliśmy, gra toczy się docelowo przez 9 rund. Gdy wszyscy gracze skończą ostatnią rundę, lub ich postacie umrą wcześniej, bierzemy się za podliczanie punktów. Osoba z największą ich ilością – wygrywa.

To tyle jeśli chodzi o ogólne zasady gry W pogoni za szczęściem. Gra jest bardzo przyjemna i całkiem przystępna, jeśli chodzi o próg wejścia dla osób mniej obytych w grach planszowych. I chociaż na początku można się łatwo pogubić w ikonkach to uważamy, że pod czujnym okiem bardziej doświadczonej osoby wszyscy sobie poradzą. Naszym zdaniem najlepiej grać w pełnym składzie osobowym. Jedyna negatywna interakcja występuje tylko w momencie, gdy ktoś nas uprzedzi i zabierze naszą upatrzoną kartę szybciej.

W pogoni za szczęściem to bardzo regrywalny tytuł. Z każdą partią można tworzyć kompletnie nowe życie i doświadczać kompletnie różnych atrakcji. Kart w grze jest tak wiele, że bardzo trudno o ich powtórzenie się. Gra nie wprowadza odkrywczej mechaniki, bo ta opiera się na dobrze znanej zasadzie wokerplacement, ale za to bardzo dobrze oddaje rzeczywistość – posiadając pracę i rodzinę, musimy na początku każdej rundy oddać nasze znaczniki klepsydr, przez co mamy mniej możliwości do wykonania naszych akcji. Przez to musimy dobrze balansować między czasem wolnym, a obowiązkami domowymi – sami musimy zdecydować, która taktyka będzie dla nas najkorzystniejsza.

Grę W pogoni za szczęściem możemy polecić wszystkim osobom, które lubią gry euro. Jest to prosta i przyjemna pozycja, w której musimy na bieżąco monitorować nasz postęp i to, co nam się najbardziej opłaca w danym momencie. Tytuł ten również nada się na rodzinne rozrywki – można śmiało grać w nią całymi rodzinami wraz z dziećmi. Polecamy grę W pogoni za szczęściem wszystkim, którzy grali w The Sims i mają ochotę spróbować analogowej wersji symulacji życia.

Nazwa: W pogoni za szczęściem
Wydawnictwo: Czacha Games
Rok wydania: 2019
Grę najtaniej kupisz TUTAJ

Czacha Games
Share:

14 mar 2020

A Ty je pokonasz? - recenzja gry Stwory z Obory

O tym, że firma Trefl zmieniła nazwę na Muduko informowaliśmy już Was jakiś czas temu. Pierwsza gra  pod nowym logotypem jaka do nas dotarła to Stwory z Obory. Czy warto sięgnąć po ten tytuł? Przekonajmy się.

Stwory z Obory to gra karciana, przeznaczona dla 2 – 5 graczy w wieku powyżej 13 roku życia. Rozgrywka trwa około 30 minut. Warto wspomnieć, że to gra polskiego autora. W pudle, standardowej wielkości dla Trefla (jak i teraz Muduko), znajdziemy 110 kart, 108 żetonów, kostkę do gry i instrukcję. Wykonanie jest bardzo dobre, nie można mu nic zarzucić.

Przy zapoznawaniu się z zasadami, mieliśmy dziwne przekonanie, że autor dużo czerpał z Munchkina. W Stworach z Obory znajdziemy negatywną interakcję, a to lubimy. Celem gry jest zdobycie 7 punktów sławy. Te zdobywamy głównie za zabijanie różnych stworów lub za tworzenie zleceń. W swojej turze możemy kupić kartę z targowiska, a następnie dobrać kartę wioski (przeróżne karty dające bonusy do walki, specjalne efekty przy zleceniach itp.) i odkryć kartę z talii Gościńca, na którym znajdują się potwory z którymi walczmy lub tworzymy zlecenia. Opcjonalnie, zamiast odkrywania kart z talii Gościńca, możemy dobrać kartę Wioski. Jeśli jednak tego nie zrobimy, to musimy zdecydować, czy z odkrytym potworem walczymy, czy wydajemy na niego zlecenie. Walka polega na porównaniu wartości zdrowia z naszą siłą określaną przez przedmioty, statystyki początkowe i rzut kością. Przeciwnik ma jeden z 3 kolorów i to taki kolor broni porównujemy przy walce. Każdy z przeciwników ma możliwość dorzucenia jednej karty (zakrytej) do potwora, a gracz walczący musi zdecydować się na odkrycie jednej z nich. Jeśli stworzymy zlecenie, to my dorzucamy do 3 kart do potwora, a następnie kto pierwszy się zgłosi że chce walczyć, ten dostaje zlecenie – odkrywa się 3 dorzucone karty i rozpatruje walkę. Za pokonanie potwora dostajemy określone nagrody pokazane na jego karcie.

Gra ma proste zasady, jest szybka i wredna. Tak, wredna to dobre określenie do gry Stwory z Obory, ponieważ karty jakie dorzucamy zależą tylko od nas. Mogą to być karty które nic nie robią, albo takie, które zwiększają siłę potwora. Są też karty, które przynoszą nam różne bonusy w przypadku przegranej/wygranej przeciwnika oraz takie, które pozwalają nam wyzwać przeciwnika na pojedynek. Jest dużo kombinowania, dogryzania sobie i dogadywania się.

Całą grę zdobią świetne grafiki, które pasują idealnie do tematu. Są one karykaturą przeróżnych postaci i wydarzeń. Dobrym przykładem jest karta „Białogłowy” czyli nawiązanie do Wiedźmina. Dodatkowo, karty okraszone są masą ciekawych i humorystycznych tekstów, które nie wprowadzają nic do mechaniki gry, ale dodają jej więcej tematu.

Stwory z Obory to lekki tytuł, który sprawdzi się w rodzinnym gronie tylko pod warunkiem, że nie przeszkadza Wam negatywna interakcja. Będzie to też świetny filerek, który pozwoli się Wam trochę wyluzować pomiędzy cięższymi tytułami. Jeśli jesteście fanami podkładania sobie świni, wrzucania innych na miny, czy po prostu szukacie czegoś lekkiego i śmiesznego, to zdecydowanie polecamy sprawdzić Stwory z Obory!

Nazwa: Stwory z Obory
Wydawnictwo: Muduko
Rok wydania: 2019
Najtaniej kupisz TUTAJ

Dziękujemy wydawnictwu Trefl Joker Line za wysłanie egzemplarza recenzenckiego 




Share:

5 mar 2020

Od handlu przyprawami do odkrywania nowych ziem – recenzja gry Century: Nowy Świat

Stało się - światło dziennie ujrzała ostatnia część gry z serii Century. W ten oto sposób mamy trylogię gier planszowych. I pomyśleć, że wszystko zaczęło się od zwykłego sprzedawania przypraw w Korzennym Szlaku, a gdyby nie transport wodny w CudachWschodu, nigdy byśmy nie odkryli Nowego Świata.

Century: Nowy Świat to strategiczna gra planszowa wydawnictwa Cube Factory of Ideas dla 2-4 graczy w wieku 8+. W grze będziecie wysyłać swoich pracowników, aby eksplorowali tytułowy nowy świat. Dzięki ich pomocy pozyskacie nowe surowce, które potem możecie ulepszyć lub przehandlować na inne towary. A gdy będzie już was stać, to zakupicie specjalne karty, które będą jednym z kilku czynników zwycięstwa. Osoba, która zdobędzie najwięcej punktów, zostanie nowym Krzysztofem Kolumbem!

Standardowo zanim opiszemy wam mechanikę i wrażenia z rozgrywki, podzielimy się naszymi spostrzeżeniami o wykonaniu gry. Osoby, które znają poprzednie części, nie będą zdziwione widokiem czterech misek z drewnianymi, kolorowymi kosteczkami. Są to surowce, którymi będziecie handlować w trakcie gry. Oprócz nich w pudełku znajdziemy małe figurki pracowników, planszetki graczy, żetony oraz 6 części planszy do gry, z których do rozgrywki potrzebne są tylko 4. Więc co rozgrywkę można grać na kompletnie innej kombinacji! Wszystko wygląda bardzo ładnie, a grafiki utrzymane są w stylu znanym z poprzednich gier tej serii. Co nam jednak przeszkadzało, to malutkie figurki naszych robotników. Łatwo można je zgubić, a do pudełka spokojnie zmieściły by się ich większe wersje. A jak u was z gubieniem elementów do gry?

Century: Nowy Świat to gra typu worker placement, więc w swojej turze będziemy albo kłaść pracowników i wykonywać akcje z danego pola, albo spasujemy i zbierzemy pracowników z powrotem do własnej puli. Ot tyle! Właśnie opisaliśmy główną mechanikę gry. Zasady są bardzo proste. Tak samo jak były w poprzednich częściach. To co zatem możemy robić w tym Nowym Świecie, gdy nasze statki już bezpiecznie zacumują? Są cztery typy terenów, na które możecie wysłać swoich pracowników. Na polu z produkcją – wiadomo – dostajemy nowe kostki z zasobów ogólnych. Na polu ulepszeń – wymieniamy wcześniej zdobyte kostki na lepsze. A gdy będziecie potrzebować innych zasobów – możecie je kupić na polach handlu. Finalnie dążycie do tego, aby za ciężko zarobione kostki pójść do fortu i kupić kartę punktów. Gra toczy się do momentu, aż któryś z graczy zdobędzie jako pierwszy osiem takich kart.

Żeby jednak nie było zbyt sielsko, to oprócz zbierania kosteczek można podjąć się misji (maksymalnie 3 na grę) w forcie i na przykład zbierać karty z odpowiednimi symbolami. Podczas, gdy wasi przeciwnicy będą zbierać symbole, wy możecie podjąć się celu, który daje punkty za jak największą liczbę pracowników na koniec gry. Bazowo dostajemy ich 7, ale w trakcie gry dołączają do was kolejni zaprzyjaźnieni eksploratorzy. A przypomnijmy – im więcej pracowników tym więcej akcji do wykonania. Wspomnieliśmy o tym, że jako akcję możecie spasować, by odzyskać wszystkich pomocników. Warto w tym momencie dopowiedzieć, że możecie postawić swoich pracowników na polu z wrogimi pionkami. Jednak za wyższy koszt, a dodatkowo pionki w taki sposób „wypchnięte” wracają do puli przeciwnika.

Tak prezentują się zasady gry Century: Nowy Świat. Nieskomplikowane i proste to przyswojenia co powoduje, że chce się raz po raz grać w ten tytuł. Co jednak, gdy już ogramy go zbyt dużo razy? Otóż z pomocą przychodzi nam możliwość łączenia poprzednich tytułów razem z tym! Już Korzenny Szlak można było połączyć z Cudami Wschodu. Teraz osoby posiadające pełną trylogię mogą wybrać spośród 7 wariantów rozgrywki! Jesteśmy ciekawi, który wariant się wam najbardziej spodoba!

Jeśli macie ochotę poczytać nasze przemyślenia na temat poprzednich części Century to zapraszamy, tutaj jednak skupimy się na Nowym Świecie. Zdecydowanie dużym plusem jest fakt, że tytuł ma tak proste zasady, że można go zaliczyć do gier rodzinnych. Zwłaszcza jeśli ktoś już posiada doświadczenie w grach typu worker placement, to bardzo szybko się połapie o co w tej grze chodzi. Szkoda, że mamy możliwość wybrania tylko 3 celów na grę, których niestety nie można zmienić w trakcie. Czasem dobierając cel może się zdarzyć, że dzięki źle potasowanym kartom nie możemy go spełnić. Ciekawą mechaniką jest również odkrywanie pól akcji w trakcie gry. Dzięki temu mamy więcej możliwości ich wykonania.

Gra Century: Nowy Świat to ciekawa gra strategiczna, która w połączeniu z wcześniejszymi częściami da graczom naprawdę dużo frajdy. Bardzo dobrze się gra zarówno w małym gronie, jak i większym. Negatywna interakcja owszem, zdarza się, ale bardzo rzadko i przejawia się w tym, że ktoś zwyczajnie szybciej wykupi kartę punktów lub stanie na pożądanym przez nas polu. Jeśli szukacie solidnej i mało skomplikowanej gry, to warto się zainteresować wszystkimi częściami serii Century.

 Nazwa: Century: Nowy Świat
Wydawnictwo: Cube Factory of Ideas
Rok wydania: 2019
Grę kupisz w Księgarni Internetowej Gandalf.com.pl

Dziękujemy księgarni Gandalf za wysłanie egzemplarza recenzenckiego  
Gandalf - Moc Wyboru

Share:

3 mar 2020

Naprowadź swoją drużynę do odgadnięcia hasła - recenzja gry Słowo Daję

Kto nie lubi gier imprezowych? Dają świetną rozrywkę wielu osobom jednocześnie. Często występuje element rywalizacji, bo drużyny prześcigają się, aby wygrać. Jeśli jeszcze dodamy ciekawą mechanikę lub coś, co przyciągnie graczy na dłużej, to sukces gwarantowany! W tym artykule chcemy wam przedstawić grę wydawnictwa Alexander, którego główny target to raczej młodsi gracze, jednak ma w swoim portfolio parę pozycji imprezowych.

Słowo Daję, bo to o tym tytule mowa, to imprezowa gra planszowa dla minimum trzech osób. W grze dzielicie się na dwie drużyny i za pomocą własnych słów musicie opisać wylosowane hasło. Jednak podpowiadacie jednocześnie swojej drużynie, jak i przeciwnikom. Więc która drużyna pierwsza się zorientuje, o jakie hasło chodzi, ta zdobędzie punkty.

W średniej wielkości pudełku znajdziemy 165 kart, kostkę sześcienną, notes, żetony punktów, klepsydrę, planszę, pionek oraz instrukcję. Wykonanie jest dobrze znane z innych gier wydawnictwa Alexander. Pudełko otwierane jak pizza, ta sama wypraska, całkiem solidne komponenty. Tytuł ten powinien wam posłużyć na wiele rozgrywek.

Jak wygląda zatem przebieg gry? Najpierw musicie się podzielić na dwie drużyny i wybrać kapitanów. Spokojnie — będziecie się zmieniać. Następnie rozłóżcie planszę i pionek (będzie on wskazywał, w której rundzie się znajdujecie), potasujcie karty i połóżcie je w zasięgu kapitanów. Podobnie uczyńcie z żetonami punktów. I tak naprawdę jesteście gotowi do gry! W swojej turze kapitanowie biorą kartę z puli ogólnej i zapoznają się z hasłem w kolorowym prostokącie, określonym przez rzut kością. Od tej pory na zmianę podają swoje skojarzenie z tym hasłem, ale nie bezpośrednio samo słowo. Czyli jeśli waszym hasłem była „łąka”, to pierwszy gracz mówi „krowa” itd. Jeśli pierwsza drużyna nie odpowie poprawnie, swoją próbę mają przeciwnicy, a z puli punktów odejmuje się jeden żeton. Takie przerzucanie się hasłami trwa do momentu, gdy któraś drużyna odgadnie hasło lub skończą się żetony. W pierwszym przypadku poprawna odpowiedź jest warta tyle punktów, ile zostało żetonów w puli — co rundę dobiera się ich do 8. Jeśli nikomu nie udało się odgadnąć hasła — nikt nie dostaje punktów. W obu przypadkach przesuwacie pionek na pole kolejnej rundy i jeśli macie ochotę, możecie zmienić kapitanów. Zwycięży drużyna, która ma więcej punktów po zakończeniu finałowej rundy.

Słowo Daję to szybka i przyjemna gra słowna, która świetnie się nada jako pozycja imprezowa. Ciekawym mechanizmem jest to, że obie drużyny dostają podpowiedzi i mają tak naprawdę ułatwione zadanie, którym jest podanie prawidłowego hasła. Chyba, że kapitanowie specjalnie podają hasła kompletnie niezwiązane z kategorią, by wprowadzać przeciwnika w błąd. Ciekawe, jaką wy przyjęlibyście taktykę? Pomóc swojej drużynie szybko zdobyć dużo punktów, czy pozbawiać przeciwników szans na zwycięstwo?

Słowo Daję wydawnictwa Alexander przypomina parę innych tytułów słownych gier planszowych. Chociażby dobrze znane wszystkim Decrypto. Jeśli szukacie ciekawego tytułu imprezowego, który rozpali wasze parapetówki, to spróbujcie gry Ale Japa. Przy dobrym towarzystwie i naprawdę odjechanych skojarzeniach będziecie się świetnie bawić. A to jest najważniejsze w grach planszowych!

Nazwa: Słowo Daję
Wydawnictwo: Alexander
Rok wydania: 2018
Grę najtaniej kupisz TUTAJ

Dziękujemy wydawnictwu Alexander za wysłanie egzemplarza recenzenckiego
Alexander

Share:

Ścisła współpraca

My na Facebooku

Labels

Blog Archive