19 paź 2017

Zemsta to potrawa, która smakuje najlepiej, kiedy jest zimna - recenzja gry Godfather: Imperium Corleone

Jest wielu znakomitych pisarzy i poetów, którzy zapadają ludziom w pamięć, ale są też tacy, którzy potrafią kreować postrzeganie różnych sytuacji z przeróżnych stron. Pierwszą książką, którą przeczytałem z własnej chęci (chyba każdy ma podobny problem, że nie uznaje lektur jak coś co uwielbia i czyta dla przyjemności) był Ojciec Chrzestny, Mario Puzo. To w jaki sposób pisał Mistrz Puzo powodowało, że chciałem zagłębiać się w jego twórczość. Przechodząc przez Ojca Chrzestnego i Omerte, potem Sycylijiczyka, a kończąc na Rodzinie Borgiów, zagłębiałem się w jego twórczość, do tego stopnia, że Puzo stał się moim tematem maturalnym. Teraz Eric Lang postanowił przenieść Ojca Chrzestnego na planszę, więc nie mogłem odpuścić takiej okazji!

The Godfather: Imperium Corleone to gra osadzona w tematach mafijnych. Przyjdzie nam stanąć na czele rodziny, która planuje przejąć wpływy w Nowym Jorku. Nie będę Wam owijał w bawełnę – podchodzę do tej gry sentymentalnie, gdyż od młodości interesuje się tematami mafijnymi, tak samo włoskimi jak i polskimi. Pierwszy raz miałem okazje zagrać dzięki uprzejmości Ludiversum, a potem otrzymałem grę od Tania Książka, by móc znów powrócić do swych ulubionych tematów.

Zarówno gra jak i ta recenzja jest dla mnie dość ważna i nie chodzi tu o skok odsłon czy polubień, ale o przeżycia jakich dostarcza mi Imperium Corleone. Widziałem wiele opinii, szczególnie po samej premierze i widziałem, że recenzenci dzielą się na dwie grupy – Ci którzy ją chwalą dość mocno jak i Ci, na których nie wywarła żadnego wrażenia. Bardzo możliwe, że na taki odbiór miała wpływ dość mocna i ostra promocja przez Portal jak i CoolMiniOrNot i po prostu oczekiwania wobec gry przerosły gotowy produkt. Dlatego ja się starałem nie „napalać” na ten tytuł i nie wyrabiać opinii na podstawie reklam. Nie mogę powiedzieć, że ich nie śledziłem, ale w życiu wolę być mile zaskoczonym pesymistą niż rozczarowanym optymistą. Jak było tutaj?

Zacznijmy może od wykonania. Duża, czytelna plansza, podzielona jest na 7 różnych dzielnic Nowego Jorku. Każda dzielnica, oprócz Central Parku, zawiera swoje przedsiębiorstwa, dzięki którym uzyskamy profity. Plansza wykonana jest w sposób czytelny, oznaczenia dla 3-4-5 graczy wkomponowują się w grafikę gry. A grafiki są całkiem przyjemne dla oka. Żetony i figurki wykonane bardzo dobrze, ale z tego przecież słynie CMON, więc i tutaj nie mogło być inaczej. Mimo wielkiej sympatii musimy doczepić się do kart (czyli do tego co wszyscy). Otóż największym mankamentem kart są ich grafiki, a właściwie ich brak. Wszystkie z nich przedstawiają Marlona Brando. Jeszcze na rewersie byłbym to w stanie zrozumieć, bo duże znaczenie ma to jakie karty posiadamy na ręce, szczególnie warto, żeby inni nie widzieli. Na awersie natomiast mogłoby być bardzo wiele różnych, świetnych grafik. Karl Kopinski udowodnił to chociażby w samej instrukcji. Choć karty są czytelne, to mogłyby być o wiele, wiele ładniejsze.

O co chodzi w samej rozgrywce? Otóż Ojciec Chrzestny: Imperium Corelone to połączenie worker placementa z area control. Będziemy wysyłać swoich Gangsterów i Członków Rodzin, by zdobywali dla nas wpływy w przedsiębiorstwach i dzielnicach, a Ci, którzy będą mieli największy wpływ w danej dzielnicy, będą potem mieli dodatkowe profity. Ten kto sprawdzi się najlepiej jako Głowa Rodziny i zgromadzi najwięcej gotówki, ten wygra i zostanie Donem wszystkich Donów.

Dość obszerne pudełko jest wypchane po brzegi i zawiera sporo elementów. Głównym z nich są wspomniane wcześniej figurki. Znajdziemy aż 30 figurek (6 figurek z 5 Rodzin). Zadbano w nich o szczegóły, które prezentują się świetnie. Dodatkowo w pudle mamy: planszę, 12 kafli przedsiębiorstw, 44 karty zleceń od Dona Corleone, 18 kart sojuszników, 32 karty nielegalnych towarów, 120 kart pieniędzy, plastikowy znacznik głowy konia, znacznik radiowozu, 45 żetonów kontroli w 5 kolorach, 5 metalowych walizek na pieniądze. Sami przyznacie, że imponująca zawartość.

Wróćmy jednak do reguł. W grze występują dwa rodzaje jednostek, Gangsterzy i Członkowie Rodzin. Dopóki posiadamy którąś z jednostek to możemy wykonywać akcje. Mamy do wyboru zagranie Członka Rodziny lub Gangstera lub zrealizować zlecenie (z ręki lub ogólnodostępne). Zlecenia są różne i wymagają zagrania od nas konkretnej kombinacji kart z zasobami. Surowców do wyboru mamy 3: Alkohol, Broń i Brudne Pieniądze. Dodatkowo mogą, ale nie muszą, wejść narkotyki, które spełniają rolę jokera. Zagranie naszej postaci może mieć dwa efekty: jeśli zagrywamy Gangstera to otrzymamy profity z legalnej działalności danego przedsiębiorstwa, natomiast używając Członka Rodziny otrzymujemy korzyści z nielegalnych działalności wszystkich przedsiębiorstw leżących w przylegających dzielnicach. 
Gdy wszyscy gracze pozbędą się już figurek to przechodzimy do fazy wojen terytorialnych, w których sprawdzamy nasze wpływy w każdej z dzielnic. Gracz, którego figurki stanowią większość w dzielnicy, kładzie swój żeton kontroli i w następnej turze będzie mógł otrzymywać profity w czasie gdy inni gracze będą wykonywać akcje w jego dzielnicy. Po wojnach przyszedł czas na łapówki. W tej fazie będziemy starali się przekupić wpływowych ludzi, którzy potem mogą nam znacznie pomóc w zwycięstwie. Na koniec musimy zapłacić haracz dla Dona, czyli odrzucić karty do wymaganego limitu (różnego w różnych aktach). Ten kto ma na koniec gry najwięcej gotówki ten wygrywa.

Posiadanie gotówki na koniec gry nie jest jednak takie proste. Pieniądze na ręce się nie liczą, muszę one zostać „wyprane” i schowane do naszej walizeczki. A i te nie są do końca bezpieczne. Trzeba cały czas mądrze zarządzać ręką i dobrze rozgrywać swoją turę, bo każdego błędu gorzko pożałujemy.

Godfather: Imperium Corleone to gra, która wzbudza wiele różnych emocji.  Z pewnością nie jest to gra dla początkujących, a co więcej – jeżeli ktoś zasiada do niej pierwszy raz to musimy go poinformować, że negatywna interakcja to coś, co aż się wylewa z tejże gry. Mamy bronie, ostrzały, wybuchy, wymuszenia, kradzieże, wszystko co może zaszkodzić naszym przeciwnikom.

Gra nam daje kilka możliwości wygranej, wszystko zależy od mentalności współgraczy. Miewałem partie, w których musiałem ostro atakować, bo wiele osób starało się przeszkadzać wszystkim, ale były też osoby, które kierowały się typowo zemstą i skoro „Ty zabiłeś mi jednostkę, to ja zabijam Tobie”, nie ważne, że więcej korzyści dałoby użycie zlecenia w zupełnie innym miejscu, wtedy więc przybierałem formę bardziej bierną i ciułałem sobie powolutku punkty.

Ważnym aspektem tejże gry jest skalowalność. Gra działa całkiem fajnie na 2 osoby, są to w pewnym sensie szachy, całkiem dobrze idzie w 3 osoby, w 4 gra się bardzo dobrze, a w 5 jest najlepiej. Najlepiej, bo zaczyna się robić ciasno na planszy, bardzo szybko musimy dostosowywać swoje plany do zmian na stole, ale przede wszystkim najwięcej figurek kończy śpiąc z rybkami w rzece Hudson, co z pewnością cieszy każdego z atakujących graczy.

Jak już wspomniałem w grze przeważa negatywna interakcja. Z pewnością się to wielu graczom nie spodoba, ale my jesteśmy zwolennikami tego rodzaju rozrywki, więc z pewnością gra trafiła w nasze gusta. Ale nie tylko za sprawą tejże interakcji, sama mechanika broni się świetnie. Połączenie kontroli terenu z wysyłaniem pracowników (gangsterów) wpasowuje się w ten klimat bardzo dobrze.
Skoro o klimacie już mowa. Tutaj też jest sprawa dyskusyjna. Zarzucane jest grze, że tytuł i grafiki są chwytem marketingowym, by większa liczba graczy zakupiła ten tytuł, a wylewający się zewsząd Marlo Brando tylko to może potwierdzać. W grze jest jednak kilka smaczków, takich jak nazwy aktów, które odnoszą się do wydarzeń z filmów, czy przedsiębiorstwa, które były stworzone przez Mario Puzo. Nie wiem jak się to miało do praw autorskich, ale może nie byłby to problem, by wcielać się w takie rodziny jak Barzini, Tattaglia, Stracci, Cuneo czy w końcu Corleone, a postaci, które moglibyśmy kupić za łapówki to Turek, komisarz McCluskey czy klan Bocchicchio. Szkoda, że ten aspekt nie został dopracowany.

Jako wielki fan tematów mafijnych, a w szczególności tych stworzonych przez Mario Puzo, jestem ostatecznie zadowolony z The Godfather: Imperium Corleone. Dla mnie ten tytuł znaczy coś więcej, nie traktuję go jako zwykłą grę planszową. dziele na pół! To pewne przeniesienie mnie w świat pierwszej dekady XX wiecznego Nowego Jorku. Nie nastawiałem się, że będę mógł kierować samym Vito Corleone czy chociażby Sonnym (nie mówię, że nie miałem takiej nadziei, ale wiedziałem, że to mało prawdopodobne), więc nie jestem jakoś wielce rozczarowany z tego powodu.

Kończąc już tę długą (jak na mnie) recenzje chciałbym Wam polecić z całego serca zagranie w Godfathera. Jest to naprawdę bardzo dobra gra, której jedynym mankamentem jest nastawienie się na temat tytułowego Ojca Chrzestnego, którego w grze wiele nie ma. Sama rozgrywka jest bardzo interesująca, wciągająca i nienużąca.


I.
Klimat
5/6
II.
Złożoność
6/6
III.
Oprawa graficzna
5,5/6
IV.
Wykonanie elementów
6/6
V.
Grywalność na 2 graczy
5,5/6
VI.
Grywalność na więcej osób
6/6

Ocena Końcowa: 5,67

Nazwa: Godfather: Imperium Corleone

Wydawca: Portal Games

Rok: 2017

Sugerowana cena: 239 zł

Za grę dziękujemy:

Share:

Ścisła współpraca

My na Facebooku

Labels

Blog Archive