23 paź 2017

Relacja z Planszówek na Narodowym

Ten październikowy weekend był dla nas dość intensywny. W sobotę byliśmy w Warszawie na Planszówkach na Narodowym (dla nas to pond 4 godzinna droga), a w niedziele pomagaliśmy w Katowicach w Empiku. Jak się bawiliśmy na festiwalu w Warszawie? Sprawdźcie sami!

Z Katowic wyruszyliśmy przed 6 rano i droga przebiegła nam całkiem w porządku (staliśmy tylko chwilę w korku przed samą Warszawą). Pod Stadion Narodowy dotarliśmy około 20 minut po 10, więc darmowych miejsc parkingowych było sporo. Zajęliśmy miejsce i udaliśmy się wprost do recepcji, po drodze zbierając ulotki informacyjne. Tam, dzięki Kubie Polkowskiemu (którego nie trzeba nikomu przedstawiać) odebraliśmy swoje akredytacje i wyruszyliśmy w podróż po Narodowym.

Najpierw zostaliśmy mile przywitani w szatni. Wszystko bez kolejki i oczekiwania, a dochodziła powoli 11. Oddaliśmy kurtki i zostaliśmy zaatakowani przez wolontariuszy, którzy biegali z Przewrotnymi Motylkami (Lucrum Games). Nie odmówiliśmy oczywiście zagrania i dołączenia się do pobicia rekordu. W zamian dostaliśmy nalepkę. Dobra, idziemy dalej.

W pierwszej kolejności udaliśmy się na najwyższe piętro, gdzie na graczy czekali wystawcy. Z racji iż z wieloma wydawcami jesteśmy w stałym kontakcie to po prostu poszliśmy się przywitać. Zamieniliśmy parę słów z Tomkiem Międzikiem (Lucrum Games), przywitaliśmy się z kilkoma osobami, które nas  rozpoznały, poszliśmy na chwilę do Portalu porozmawiać, a potem zaczęliśmy już typowe zwiedzanie. Na niektórych stoiskach można było załapać się na ciekawe zniżki jak np. na wspomnianym Portalu były tzw. Happy Hours i nam udało się kupić Waleczne Piksele 1 i 2 za 34zł (najtaniej w Internecie są za 37zł za pierwszą część). Z każdym wydawcą dało się zamienić parę słów, czasami coś utargować, ale przede wszystkim wszyscy chętnie opowiadali o swoich grach.

Na najwyższym piętrzę znajdowały się też sale, w których działo się naprawdę wiele. W kilku salach prezentowane były nowości wielu wydawnictw, w innych grało przede wszystkim dzieci, a w jeszcze innych można było pograć w prototypy i premiery lub porozmawiać z ludźmi z wielu stowarzyszeń.  Nie odłącznym elementem takich imprez są turnieje. Tutaj było ich naprawdę sporo. Mogliśmy zagrać w turniejach: Star Realms i Kingdomino od Games Factory, BrainBoxy (Albi), Luxtorpeda i Trexo (Egmont), Ice Cool, Kotobirynt, Cortex, Dobble, Domek (Rebel), Na sprzedaż, Diamenty (Portal), Imionki, Cukierki (Granna), Activity (Piatnik), Szybkie Słówka (Tactic Games), Legends of the labyrinth (Let’s Play) i Monopoly Gamer (Hasbro). Sami widzicie, że każdy mógł zagrać i przede wszystkim wygrać ciekawe gry.

Piętro niżej czekał na wszystkim duży Games Room. Dużo stolików, dwie oddzielne wypożyczalnie, zaopatrzone w setki różnych tytułów. Wolontariusze chętnie pomagali wybrać tytuł, więc wszystko w miarę fajnie działało. Czasami trzeba było poczekać w  kolejce, ponieważ wszystkie stoły były zajęte, ale wolontariusze starali się ludziom umilać czas postoju poprzez granie z nimi w wspomniane wcześniej Przewrotne Motylki.

Gdy przyszła pora na obiad udaliśmy się do lokalu koło recepcji i byliśmy mega zdziwieni. Dostaliśmy duży talerz z dużą porcją dania, a zapłaciliśmy stosunkowo mało. Pełni energii wyruszyliśmy dalej. Poszliśmy sprawdzić jak się ma kolejka do wejścia. Stało tam trochę osób, ale i tutaj znów pojawili się wolontariusze i rozgrywano partie w Inspektora Tusza.

Po godzinie 18 zaczęliśmy się zbierać, bo była najwyższa pora wrócić do domu. Jak nam się podobało? Otóż jak dla nas wszystko (a przynajmniej większość) było zorganizowane w bardzo dobry i profesjonalny sposób. Czuliśmy się miło, przyjemnie, a siadanie do grania z ludźmi, których się widziało pierwszy raz na oczy skutkowało jednym – poznaniem nowych, wspaniałych graczy.

To że nie udzielamy się zbytnio na grupach czy forach to nie znaczy, że ich nie czytamy. Wielu ludzi zarzuca organizatorom, że kolejki były nie do zniesienia. Że tak nie powinno być, bo jak to tyle stać. Na odpowiedź organizatorów nie trzeba było długo czekać i była ona dość oczywista – limit miejsc na Stadionie, który określony jest przez zasady bezpieczeństwa. Ja ze swojej strony, jako mieszkańca Katowic (no dobra, od roku Chorzowa), mogę powiedzieć jedno – zapraszam na IEM. Co roku widzę jak ludzie stoją w kilkugodzinnych kolejkach i nikt nie marudzi, nawet stojąc od 2 w nocy. I też nie mają pewności, że i za ile, wejdą. Kolejki były, są i będą i trzeba się z tym liczyć, że wybierając się na tak dużą i znaną imprezę będzie trzeba postać w kolejce. Ja rozumiem, że dzieci i ciężko z nimi wytrzymać, ale w takim przypadku warto przyjść rano. Do godziny 12 trzeba było poczekać około 10 minut w kolejce.


Nie chce nikogo bronić, ale uważam, że organizacja stała na najwyższym poziomie. Wszystko ze sobą współgrało, my czuliśmy się bardzo dobrze na Narodowym. Rozmawialiśmy z wieloma osobami, także z tymi, którzy stali w kolejce, i wszyscy byli zgodni – cieszyli się, że tu przyszli i że pograli w gry. Nie przeszkadzało im stanie w kolejkach, ale to, że nasz naród jest pretensjonalny to już przekonaliśmy się nie raz.
Share:

Ścisła współpraca

My na Facebooku

Labels

Blog Archive