25 wrz 2017

Oczami recenzenta: egzemplarze recenzenckie (gościnnie Dama Gier oraz Jarosław Basałyga)

Ten temat był i jest wałkowany na wielu forach, facebookowych grupach i gdzie się tylko można wypowiedzieć. Otóż głównie rozchodzi się o to, że jest grupa ludzi, którzy uważają, że recenzenci nie powinni dostawać gier na stałe, gdyż wtedy piszą tylko pochlebne recenzje. Uargumentowane jest to tym, że otrzymanie gry na stałe jest pewną formą zapłaty za pozytywną opinię na temat danego tytułu. Jak jest naprawdę? Do tej rozmowy wyjątkowo zaprosiliśmy dwójkę gości: Damę Gier (recenzentka) oraz Jarosława Basałygę (przedstawiciel wydawnictwa Nasza Księgarnia)

Otóż na ten aspekt trzeba spojrzeć z dwóch stron. Pierwsza strona to wydawnictwo – a te mają różne podejścia. Są wydawcy, którzy wysyłają gry tylko wybranych recenzentom, są wydawcy, którzy wysyłają gry, które później recenzent może kupić po niższej cenie lub odesłać, są też wydawcy, którzy wysyłają gry „za recenzje”, ale nie tylko te pozytywne.

Drugą stroną są recenzenci – otrzymujemy gry jako materiał do naszej pracy. Owszem, moglibyśmy pójść do kawiarni planszówkowej i grać w dany tytuł, ale weźmy pod uwagę, że testowanie gry to nie rozegranie 2,3 czy 5 partii. My najczęściej rozgrywamy (w miarę możliwości) w każdym możliwym wariancie osobowym po kilka razy, co łącznie daje około 15-20 partii przed rozpoczęciem pisania. Żeby zagrać kilkanaście partii w daną grę to musielibyśmy przez tydzień siedzieć w knajpie i polować na dany tytuł. My osobiście nie mamy problemu z tym, że wydawca lub autor piszą do nas „zrecenzujcie grę, ale potem ją odeślijcie”. Jasne, dostarczają nam narzędzie pracy, wykonujemy swoją robotę i odsyłamy, bądź kupujemy po niższej cenie jeżeli gra nam naprawdę podeszła. Są też wydawcy, którzy mówią wprost, że gra zostaje u nas i tyle.

Czy miałem sytuacje, że negatywna recenzja wpłynęła na współpracę? I tak i nie. Otóż pewne wydawnictwo zarzuciło mi, że negatywna opinia jest nie słuszna, bo przecież ich gra jest świetna. Gdy przedstawiłem im wprost błędy, niedociągnięcia i tym podobne aspekty, które w grze występowały to do nich przemówiło i w zasadzie więcej w sprawie danej gry nie pisali, a współpraca trwa nadal.

Jak to jest, że tak często czytacie u nas głównie pozytywne teksty? Otóż ten temat też już był wałkowany przez wielu recenzentów. My, recenzenci, w dużej mierze wybieramy gry, które chcielibyśmy zrecenzować, albo dostajemy listę dostępnych gier do recenzji danego wydawnictwa. Ale suma sumarum to sami decydujemy „chciałbym zrecenzować ten i ten tytuł” i albo wydawca wysyła albo nie. Więc wybieramy gry, które raczej na pewno nam podejdą i się spodobają.

Staramy się też w pewnym stopniu patrzeć obiektywnie na tytuły, które otrzymujemy, co niektórzy odbierają za bronienie tych słabszych tytułów. Nie jest tak, po prostu chcemy wypisać zarówno plusy i minusy danego tytułu, po prostu spojrzeć na niego z każdej strony.

Jak to zatem jest z tymi egzemplarzami? Otrzymujemy je, jest to nasze narzędzie pracy, ale nie dostajemy żadnych warunków w stylu „albo będzie pozytywna recenzja albo więcej Wam nic nie wyślemy”, lub tym bardziej propozycji w stylu „Ile byście chcieli za pozytywną recenzję”. Wiem, że niektórzy nadal się nie będą z tym zgadzać i dla których tworzenie z pasji powinno powodować, że wręcz recenzenci powinni nalegać na to by odsyłać tytuły, ale po prostu nie da się wszystkich przekonać.

PS.
Traktujcie nas nie tylko jako recenzentów, ale również ludzi, którzy promują nasze hobby, a co za tym idzie organizują różne imprezy z planszówkami w tle. My nasze kopie recenzenckie wykorzystujemy do organizowania spotkań z grami (ostatnio to niestety trochę zaniedbaliśmy, ale planujemy z tym wrócić) oraz do rozpalania planszówek w młodych sercach – jeździmy z nimi po domach dziecka, obozach i zachęcamy do nich dzieci i młodzież.

W mojej pięcioletniej karierze dziennikarskiej tylko raz zdarzyło się, że po negatywnej recenzji wydawca na pewien czas się "obraził", ale dotyczyło to branży gier wideo, która jest nieco inna od planszówkowej. Krytyka nigdy nie przechodzi bez echa, ale najczęściej druga strona rozumie nasz punkt widzenia i choć jest zmartwiona opinią to nie stara się manipulować recenzentem. Nawet gdyby doszło do takiej sytuacji etyka dziennikarska nie pozwala naginać rzeczywistości. Ja się tego wytrwale trzymam i pozostaje mi mieć nadzieję, że koledzy po fachu wyznają te same wartości. 

Nie pracujemy w PR, nikt nam za pisanie recenzji nie płaci. To nie są teksty sponsorowane. Nigdy nie pomyślałabym, że otrzymana gra czy sprzęt to "prezent", za który powinnam się wydawcy zrewanżować. Tak jak napisał Damian, to jest nasze narzędzie pracy. Mniejsze wydawnictwa proszą o odesłanie gry spowrotem, większe nie widzą w tym sensu, gdyż rozpakowany towar i tak jest pozbawiony już dużej wartości, do tego dochodzą dodatkowe koszty wysyłki i ograniczenie czasowe, które może zaburzyć przyjemność z rozgrywki lub w ogóle spłycić doznania bo np. nie zdążymy w danym okresie zebrać większej liczby graczy, by sprawdzić inny tryb gry.

Często słyszę od znajomych "O kurcze... Masz tyle gier! Też byśmy chcieli dostawać coś za darmo!". Uświadamiam ich wtedy, że prowadzenie serwisu o grach, tworzenie tekstów, recenzji, nagrywanie filmów, inwestowanie w coraz lepszy sprzęt (w końcu za technologiami też trzeba nadążać!), przygotowywanie zdjęć, zajmowanie się social mediami kosztuje o wiele więcej czasu i pieniędzy, niż materialna wartość takiego egzemplarza recenzenckiego. Jeśli ktoś chce zostać recenzentem tylko po to by otrzymywać promki, to lojalnie uprzedzam - nie tędy droga...


Jarosław Basałyga:

Najłatwiejszy sposób na zdobycie gier? Założyć bloga. 

Taki żart od lat funkcjonuje w środowisku graczy. Z pewnością jest krzywdzący dla większości blogerów, potwierdza jednak, że temat relacji recenzent-wydawca jest obecny w świecie planszówek. Postawię dwa prawie identyczne pytania. „Prawie” robi różnicę.

 - Czy egzemplarz recenzencki stanowi formę zapłaty za pozytywną opinię blogera? 

Nie znam wydawcy, który grę wysyłaną do recenzji traktowałby w taki sposób. Świadczyłoby to źle zarówno o wydawcy (mającym świadomość, że jego gra jest słaba), jak i recenzencie, którego opinia zależy od giftów. Jeżeli chodzi o mnie, po pierwsze wierzę, że wydajemy dobre gry, niepotrzebujące tego typu „wsparcia”. Po drugie, staram się precyzyjnie dobierać recenzentów dla poszczególnych gier. Blogerowi lubiącemu „euro-suchary” nie wyślę zwariowanej imprezówki lub gry rodzinnej. Wyślę je recenzentom lubiącym tego typu gry – w ten sposób minimalizuję ryzyko ich negatywnej oceny. Zresztą umiejętność oceny gry pod kątem grupy, dla której jest ona przeznaczona, to temat na osobną dyskusję.

- Czy egzemplarz recenzencki stanowi formę zapłaty za opinię blogera? 

Wychodzę z założenia, że recenzenci to nie „biznesmeni” żyjący z reklam na blogach, to pasjonaci poświęcający swój czas na pisanie opinii na temat otrzymanych gier. Niezależnie od oceny gry nie oczekuję więc od nich zwrotu egzemplarzy recenzenckich. Czy recenzent umieści grę na swoim regale, czy sprzeda na Allegro, decyzja należy do niego. Można więc przyjąć, że przekazana gra jest w pewnym sensie zapłatą za wykonaną pracę. Na koniec pewna dygresja. Kiedyś rozmawiałem z Tycjanem (współzałożyciel ZnadPlanszy.pl) na temat recenzowania gier. Stwierdził, że szkoda mu czasu na pisanie o złych grach, pisze więc wyłącznie o tych, które uzna za dobre. Bardzo podoba mi się takie podejście.



My ze swojej strony serdecznie dziękujemy naszym gościom za obszerne odpowiedzi. A jakie jest Wasze zdanie w tym temacie? Zgadzacie się z tym co napisaliśmy czy nie?
Dodatkowo jeżeli macie jakieś pytania czy chcielibyście, abyśmy napisali na jakiś konkretny temat z naszej perspektywy to również zapraszamy do komentowania!
Share:

Ścisła współpraca

My na Facebooku

Labels

Blog Archive