2 lip 2017

Na pohybel... kartom. - Recenzja gry komputerowej Gwint: Wiedźmińska gra karciana

19 maja 2015 roku to dzień, w którym świat gier wideo zmienił się na zawsze. Tego dnia bowiem na rynku ukazał się Wiedźmin 3: Dziki Gon prosto z polskiego studia CD Projekt RED. O samym tytule rozpisywać się nie będę, gdyż każdy na pewno o nim słyszał. Gra pobiła wszelkie rekordy popularności i sprzedaży. Najbardziej aktualny stan to 25 mln sprzedanych egzemplarzy – to tak jakby grę kupiło 2/3 Polaków. Rozbudowany świat, ciekawa fabuła, słowiańskie klimaty a w tym dużo polskich smaczków sprawiły, że gracze zwariowali na punkcie przygód Geralta z Rivii oraz słodkiej i pięknej Ciri.

Dlaczego o tym piszę, skoro tytuł artykułu dotyczy innej gry? Bo bez Wiedźmina nie było by Gwinta. Otóż Gwint to gra, o której sam autor wiedźmińskiej sagi niewiele na łamach książki się rozpisał. Wiadomo było czytelnikowi tylko, że jest to ulubiona gra karciana krasnoludów. Andrzej Sapkowski często podkreślał, że żadnych zasad gry nie wymyślał bo i po co. CD Projekt RED wymyśliło więc od podstaw zasady Gwinta i umieściło go jako mini grę w Dzikim Gonie. I tak oto gracze przemierzając Velen i śledząc losy Białego Wilka co jakiś czas w karczmie mogli zasiąść do partyjki, a co więcej Redzi stworzyli osobny (bardzo długi) quest który polegał na wygrywaniu rzadkich kart i skompletowaniu talii.

Wiedźmiński Gwint okazał się strzałem w dziesiątkę. Gracze zamiast popychać fabułę gry do przodu często spędzali długie godziny tylko i wyłącznie grając w Gwinta. Twórcy dostrzegli więc potencjał i postanowili go wykorzystać. W pudełkowych wydaniach fabularnych dodatków „Serce z Kamienia” oraz „Krew i Wino” do kodu umożliwiającego pobranie DLC, CD Projekt dorzucił pudełka zawierające dwie talie kart do Gwinta oraz żetony. Gracze, którzy nabyli obydwa dodatki posiadają zatem cztery talie i komplet żetonów więc mogą grać również analogowo. Po ogłoszeniu, że Wiedźmin 3: Dziki Gon (wraz z dwoma DLC) jest ostatnią grą o przygodach Geralta z Rivii gracze byli mocno zawiedzeni. Dla wielu z nich było to pierwsze spotkanie ze światem wykreowanym przez Spakowskiego.

CD Projekt postanowił więc, że wyjdzie naprzeciw oczekiwaniom graczy i stworzy osobną grę w całości poświęconą karciance. I tak o to na całym świecie już teraz zupełnie za darmo gracze zagrywają się w Gwinta: Wiedźmińską Grę Karcianą. Tytuł jest w fazie beta testów a finalnie zostanie wydany w listopadzie tego roku zarówno na PC jak i PlayStation 4 oraz Xbox One.

No dobrze, więc przechodzimy do sedna, czyli jak się w to gra. Przyznam się, że moje pierwsze potyczki w Gwinta wyglądały koszmarnie. Kompletnie nie rozumiałam zasad. Jednak po rozegraniu kilku partii i zrozumieniu podstaw zaczęło robić się przyjemnie.

Do wyboru mamy pięć talii: Królestwa Północy, Nilfgaard, Skelige, Potwory i Scoia’tael. Są to różne strony konfliktu będącego tłem do książkowych perypetii Geralta i Ciri. Każda talia posiada karty jednostek zbrojnych (piechota, łucznicy, jednostki dalekiego zasięgu), karty zmieniające warunki na planszy do gry (np. zmiana pogody) oraz karty specjalne i karty bohaterów.

Karty jednostek są układane w trzech rzędach zgodnie z oznaczeniem typu walki (piechota, łucznicy, daleki zasięg). Rozpoczynając zabawę dobieramy z talii losowo 10 kart (2 podlegają losowej wymianie). Gra jest dwuosobowa rozgrywana systemem turowym w 3 rundach. Każda karta jednostki i bohatera ma przypisaną wartość punktową. Punkty z kart są sumowane i decydują o wyniku potyczki. Jednak jest ale…. Czyli karty specjalne. Wśród nich znajduje się chociażby karta „Pożogi”, która usuwa z planszy najsilniejszą jednostkę (trzeba uważnie sprawdzać co leży na planszy, bo można przez nieuwagę pozbyć się własnej karty). Karty specjalne nie działają na karty bohaterów dlatego im więcej kart bohaterów wpadnie nam do rozgrywki tym lepiej. Są karty umożliwiające podejrzenie losowych kart przeciwnika, karty pogody wpływające na obniżenie punktacji danego rzędu jednostek oraz często ratujące skórę karty Dowódcy. Każda talia ma dowódcę obecnego zawsze na planszy. Dowódca ma przypisane określone zdolności (mnożnik punktów, palenie rzędu jednostek, kasowanie warunków pogodowych itp. Ale jego zdolność można wykorzystać tylko raz). Nie sposób opisać tutaj wszystkich kart, zdolności i możliwości rozgrywek.

Gra wymusza strategiczne myślenie. Czasem warto spasować i przegrać pierwszą rundę, ale zachować o jedną kartę więcej niż przeciwnik, by potem pokonać go przewagą kart (o ile mamy w ręce dobre karty). W każdej talii przypisanej do danej strony konfliktu karty jednostek posiadają unikalne zdolności których próżno szukać w innych taliach. Jednostki Potworów rozmnażają się po wyrzuceniu karty o sile 2 w efekcie dając zamiast dwóch aż dziesięć punktów, jednostki piechoty Królestw Północy potrafią „zmotywować” piechotę wyłożoną na planszy podnosząc ich punktację itd. Trzeba uważnie czytać opisy kart, wyłapywać dobry moment do zaskoczenia przeciwnika, szukać okazji i unikać wyłożenia zbyt wielu kart w jednej rundzie (dysponujemy dziesięcioma kartami na trzy rundy).

W przeciwieństwie do swojej pierwotnej wersji (w Wiedźminie 3) bardzo podoba mi się rozbudowanie rozgrywki. Wyrzucone karty wykrzykują okrzyki bojowe, a głosów użyczyli im Ci sami aktorzy którzy dawali głosy postaciom w Dzikim Gonie. Możemy również pochwalić przeciwnika, okazać podziw po dobrej zagrywce oraz podziękować za dobrą walkę po skończonej grze. Jako fanka wiedźmińskiego świata uważam, że ta gra ma potencjał i z niecierpliwością wyczekuję premiery w listopadzie. Póki co polecam każdemu wypróbowanie wersji testowej.

Gwint: Wiedźmińska Gra Karciana obecnie dostępna jest tylko na komputery, za pośrednictwem platformy GOG.com. W fazie beta-testów możemy zagrać online z innymi użytkownikami, wykonywać zadania dla jednego gracza i co najważniejsze na bieżąco zgłaszać uwagi do twórców celem poprawienia działania gry. Jak to w testach bywa zdarzają się błędy jak np. niezliczony bonus, znikające karty, itp. Na szczęście coraz rzadziej się pojawiają, a i sama wersja testowa jest na bieżąco uaktualniana. Jedyny minus tej produkcji to mikropłatności i to już w fazie beta. Gracze mają możliwość przyspieszenia ulepszania swojej talii poprzez kupowanie za realną walutę składników wymaganych do stworzenia unikatowych kart. Na całe szczęście gracze, którzy korzystają z tego systemu są „oznaczeni”, a system losowego dobierania przeciwnika jest zoptymalizowany pod kątem naszej rangi i posiadanej talii (choć zdarzyło mi się mając 4 rangę trafić na gracza z rangą 15 – to był pogrom).

Warto pamiętać jednak, że mamy możliwość zagrania w Gwinta analogowo. Karty do Gwinta kupimy bez problemu na serwisach aukcyjnych: dwie talie kupimy za około 50 zł. Dla bardziej wymagających graczy dostępne są również plansze (tło z cyfrowej wersji gry): od kartonowych za 45 zł po drewniane z przegrodami na karty za 200 zł. Analogowe granie wymusza na nas dodatkowy wysiłek umysłowy. Musimy sami zliczać punkty, bonusy itp. Rozgrywka trwa dłużej i jest zdecydowanie ciekawsza. Karty posiadają bardzo przyjemne dla oka ilustracje, czytelne opisy i są wykonane w bardzo solidny sposób. Zdecydowanie polecam wersję papierową gry. Szczególnie na długie zimowe wieczory…. Gdy zabraknie prądu.


Autor: Beti.
Share:

Ścisła współpraca

My na Facebooku

Labels

Blog Archive